Bóg dał nam czas. Dla jednych jest on przekleństwem, a dla drugich błogosławieństwem. Jedni mają go w „nadmiarze”, do tego stopnia, że muszą go „zabijać”, a innym go zawsze brakuje.
Znałem kiedyś człowieka, który był moim przełożonym i który na stwierdzenie: „Nie mam czasu” odpowiadał: „Przyjdź do mnie, ja ci pożyczę”, co w jego języku oznaczało, zostaw wszystko i zrób to, co do ciebie mówię.
Pomimo tego, że naukowcy twierdzą, że czas biegnie cały czas jednakowo, a na potwierdzenie tego zbudowali nawet zegar atomowy, który podobno jest najdokładniejszym zegarem świata, chyba wszyscy mamy wrażenie, że czas nie jest wartością stałą dla każdego człowieka. Odczucie czasu jest bardzo indywidualną rzeczą i zależy od wielu czynników. Jak więc podejść do tematu czasu? Czy są jakieś obiektywne cechy tego Bożego daru.
Myślę, że jest kilka takich rzeczy dotyczących czasu, które z wiekiem Bóg pozwala nam odkryć i oczywiście nie chodzi tu o naukę, ale o życie.
Zrozumienie upływającego czasu najbardziej utrudnia nam głęboko zakorzenione w naszych sercach pragnienie, a nawet coś więcej niż pragnienie, wezwanie do wieczności. Bóg umieścił w naszych sercach przeznaczenie do wieczności i cały nasz wewnętrzny człowiek nie zgadza się na przemijanie i umieranie. To przeznaczenie do wieczności jest jedną z cech naszego stworzenia na podobieństwo i obraz Boga. Myśl o tym, że możemy przeminąć i nas już nie będzie wydaje nam się absolutnie nienaturalna i w jaskrawy sposób staje do konfrontacji z tym, co nazywamy czasem.
Czas, przegrywa w tej wewnętrznej walce, aż do momentu, w którym stanie się w naszym życiu coś, co potrząśnie nami wystarczająco głęboko; na tyle głęboko, że musimy się zatrzymać i zadać sobie parę trudnych pytań.
Co więc jest prawdą dla człowieka, jego pragnienie wieczności, czy doświadczenie przemijania w czasie? I jedno i drugie.
Kluczowym wersetem jest dla mnie w tym rozważaniu o czasie:
Psalmów 90:12 Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy osiągnęli mądrość serca.
O czy mówi w tym wersecie Mojżesz (w Biblii Tysiąclecia psalm ten przypisany jest Mojżeszowi)? O tym, że czas, który dał nam Bóg ma na celu doprowadzenie nas do poznania Bożej mądrości serca. W innym wersecie w tym samym psalmie autor mówi, że „Miarą naszych lat jest lat siedemdziesiąt lub, gdy jesteśmy mocni, osiemdziesiąt; a większość z nich to trud i marność: bo szybko mijają, my zaś odlatujemy” (Ps 90:10). Czy to dużo, czy mało? Dla dziecka i młodego człowieka to prawie wieczność, ale czym starsi jesteśmy, tym bardziej wydaje nam się, że to tylko chwila. Starsi ludzie mówiąc o swoim życiu posługują się różnym określeniami, ale najbardziej spodobało mi się to: „Życie trwa tyle, co otwarcie i zamknięcie drzwi.” Czy otwarcie i zamknięcie drzwi może trwać 70-80 lat? Okazuje się, że tak – w konfrontacji z tym pragnieniem wieczności, które jest w naszych sercach tak to właśnie wygląda.
Wielkiego dramatu doświadczają ludzie, którzy „nagle” znajdują się na tym progu i widzą, że drzwi za nim się zamykają, a wcześniej nie zdążyli nawet o tym pomyśleć, bo bali się konfrontacji z myślą o własnym przemijaniu i umieraniu. nagle czują się całkowicie nieprzygotowani i uświadamiają sobie, że nie zrobili jeszcze w życiu tych najważniejszych rzeczy.
Bóg nie chce nas pozostawić nieprzygotowanymi, dlatego musimy „liczyć nasze dni”, aby zdobyć „mądrość serca”. Jezus żył na ziemi i posługiwał krócej, niż większość z nas, a mimo to wypełnił dzieło Ojca w sposób doskonały. Kiedy umierał na krzyżu powiedział „wykonało się”, co oznacza: „Dzieło, do którego zostałem posłany, zostało wykonane.”
Ale można by powiedzieć po ludzku: Panie, przecież odszedłeś za wcześnie, ile jeszcze mógłbyś dokonać cudów, ilu chorych uzdrowić, ilu ludzi nie usłyszało z Twoich ust Ewangelii? To prawda, ale to nie jest właściwe kryterium. Jest nim powołanie i zadanie, do którego przeznaczył Jezusa, ciebie i mnie Ojciec. Jezus nie uzdrowił wszystkich chorych i nie głosił ewangelii wszystkim ludziom na ziemi – nie zbudował nawet sieci kościołów, nie mówiąc już o budynkach z wyposażeniem – a mimo to doskonale wypełnił swoje dzieło, ponieważ umiał liczyć dni i miał pełnię mądrości serca.
Co to znaczy liczyć dni? No i tutaj nie mam jasnej odpowiedzi, ale wydaje mi się, że jest to życie ze świadomością Bożego prowadzenia, inaczej mówiąc w poddaniu Bogu każdego dnia. Wtedy Bóg wyznacza nasze pory i sezony i „ten dzień” nie zaskoczy nas jak złodziej w nocy. Przez to, że Jezus żył w niezwykłej bliskości z Ojcem miał świadomość zbliżającego się czasu paschy – przejścia. Dlatego nie miał czasu na zajmowanie się innymi rzeczami, jak tylko czynieniem woli Ojca – to jest ciekawe – Bóg-Jezus nie miał na ziemi czasu! Ale kiedy zaczniesz liczyć swoje dni, dojdziesz do tego samego miejsca, stwierdzisz, że nie masz czasu na zajmowanie się rzeczami, które nie są najważniejsze, które nie są częścią twojego powołania i przeznaczenia.
A co to znaczy zdobyć „mądrość serca”? Wydaje mi się, że to zrozumienie Bożego planu, powołania i przeznaczenia. Ta mądrość pozwala odrzucić wiele rzeczy i zająć się tymi najważniejszymi. Ona na progu naszego życia powie:
„W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan… (2Tm 4:7-8)
Kiedy zdobędziemy mądrość serca, ten dzień nie zaskoczy nas jak złodziej w nocy, ale pełni ufności zwrócimy swoją twarz w górę w oczekiwaniu Tego, którego pokochało i poznało nasze serce. I wtedy nasze pragnienie wieczności zostanie zaspokojone w pełni.
Czasami Bóg pomaga nam dojść do tego miejsca „liczenia dni” i „zdobywania mądrości”. Niektórzy potrzebują tej pomocy bardziej od innych. I czasami to, co wydaje nam się trudnym doświadczeniem może być Bożym czasem kairos w naszej wewnętrznej przemianie ku mądrości. Ponieważ:
„Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru.” (Rz 8:28)
Co chciałbym przez to powiedzieć? No właściwie tylko tyle, że nie mamy czasu na tyle dużo, żeby go zmarnować, ale wystarczająco, żeby wypełnić nasze zadanie na ziemi. Nie musimy żyć w strachu, że nie zdążymy czegoś zrobić, pod warunkiem, że wiemy, co mamy robić i to właśnie robimy. Ale, żeby robić, to, do czego jesteśmy powołani, musimy zrezygnować z wielu innych rzeczy, do których „powołaliśmy się” sami, lub przymusili nas inni ludzie. To nie jest łatwe zadanie, zrezygnować z rzeczy drugorzędnych, aby wypełnić powołanie. Dla jednych oznacza to zrezygnowanie z tego, co „mi się należy – do czego mam prawo”, dla innych koszmarne nic nie robienie. Świadomość nic nie robienia – tylko szukania Boga i pytania go o te najważniejsze rzeczy jest dla wielu (szczególnie mężczyzn) barierą nie do pokonania. Opieramy się wizji tej pustki i spychamy potrzebę uporządkowania priorytetów na bliżej nieokreśloną przyszłość – na tak zwany „wolny czas”.
No i znowu wracamy do kwestii czasu. Tak zwany wolny czas, jest fatamorganą, do której możemy jedynie dążyć i która w naszej wyobraźni jawi się nam jako wspaniała wizja przyszłości, ale jeśli nie podejmiemy decyzji i nie stoczymy walki, to pozostanie ona niedościgłym marzenie.
Bóg dał nam czas i dał nam również nad nim autorytet, co oznacza, że to głównie od nas zależy czym go wypełnimy i na co zużyjemy. Póki co podróże w czasie i cofanie czasu jest jedynie wizją z gatunku SF – choć przyznaję – kuszącą.
Nasza rzeczywistość jest dość brutalnie określona przez Boże Słowo: „A jak postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd… (Hbr 9:27), co oznacza, że nie możemy mieć nadziei na reinkarnację i następne życie „na próbę”. Ale Bóg zawsze nam pomaga – a szczególnie tym, którzy Go miłują 🙂 – tym pomaga zawsze dla ich dobra. Jeśli więc go miłujesz nie bój się zmian, choroby, słabości – zaufaj mu, bo On wie lepiej jak pomóc ci policzyć dni i zdobyć mądrość serca.
Powodzenia.