Archive for styczeń, 2011

29
sty

Tęsknota za przyszłością

   Posted by: Jacek Sierka   in Duchowe refleksje

Nie wiem, czy jestem już za stary, czy jeszcze za młody, ale odkryłem, że nie ma we mnie tęsknoty za przeszłością, za młodością i za tym, co się dobrego kiedyś wydarzyło. Nie wiem dlaczego; może dlatego, że nie jestem sentymentalny, a może dlatego, że wzrasta we mnie tęsknota za tym, co Bóg przygotował, a może to po prostu niezadowolenie z tego, co jest, albo wszystkie te rzeczy razem. Nie jestem też typem marzyciela, oderwanego od rzeczywistości, więc to też nie jest jakaś ucieczka w świat fikcji i marzeń. Przeżywałem taki stan może 2-3 razy i za każdym razem następowała w moim życiu bardzo poważna i radykalna zmiana.

Podobnie czuję się teraz. Wszystko we mnie woła, że coś się zmieni, że przychodzi coś nowego i wielkiego.

Czy można tęsknić za czymś, co ma się wydarzyć? Mam nadzieję, że tak…

25
sty

Bolesne badanie

   Posted by: Jacek Sierka   in Duchowe refleksje

Czy ktoś z was przechodził ostatnio trudny czas, lub okoliczności? Czy zastanawiałeś się dlaczego to na ciebie przyszło? Zobacz, co Bóg powiedział do Izraela na pustyni:

Powtórzonego Prawa 8:2  Pamiętaj na wszystkie drogi, którymi cię prowadził Pan, Bóg twój, przez te czterdzieści lat na pustyni, aby cię utrapić, wypróbować i poznać, co jest w twym sercu; czy strzeżesz Jego nakazu, czy też nie.

No i wreszcie wiemy po co Bóg wyprowadził Izraela na pustynię na 40 lat; aby go utrapić, wypróbować i poznać, co jest w jego sercu… Pięknie… Bóg potrzebuje pustyni, żeby zobaczyć, co jest w sercu człowieka. Ale i człowiek potrzebuje pustyni, żeby poznać, co jest w jego sercu.

Czy mówiłeś kiedyś do Boga słowa typu: Panie całe moje serce należy tylko do Ciebie, kocham Cię całym sercem, Nie boję się śmierci, bo wiem, że pójdę do Pana itd. Czy jesteś pewny, że te słowa są prawdziwe? Czy chciałbyś może je sprawdzić? Jest na to sposób – pustynia i trudne okoliczności, np. gorzka woda zamiast słodkiej, brak jedzenia i picia, walki, jadowite węże, codzienny trud i mozół, lęk, niepewność jutra itd.

Bóg sprawdza nasze serca i robi to głównie dla nas, bo On zna nasze słabości, zanim staną się one jawne dla nas. Stąd wniosek – sprawdzanie naszego serca na pustyni jest aktem Jego miłości i miłosierdzia. Bóg po prostu objawia nam w miłości prawdę o nas samych.

Czy wiesz jakie myśli najczęściej przychodzą do głowy w czasie, kiedy zagrożone jest twoje życie? Kiedy rzeczywiście zagrożone jest że możesz stanąć przed Panem, to nie grają ci trąby anielskie pieśni w stylu „Wszyscy święci idą do nieba”; nie, wtedy przychodzi ci do głowy myśl: Czy Pan naprawdę mnie zna i czy przyzna się do mnie? Nagle uświadamiasz sobie, że to, że tobie się wydaje że znasz Pana to za mało – ważniejsze jest to, czy On zna ciebie. Myśl, że mogłoby się tak zdarzyć, że On ciebie nie zna sprawia, że jesteś jak rozlana woda. Jeśli On ciebie nie zna, to pozostaje tylko bezmierna rozpacz – nagle uświadamiasz sobie, że nie masz do kogo zwrócić się o pomoc, jeśli Jezus nie zna ciebie.

To straszne uczucie. Jestem pewny, że nie ma nic gorszego niż umrzeć i nie być poznanym i przyjętym przez Jezusa. Nie jestem w stanie nawet sobie wyobrazić tej rozpaczy i beznadziei.

Czy jesteś pewny w swoim sercu, że znasz Pana i że chodzisz Jego drogami oraz że On zna ciebie? No właśnie, dlatego potrzebujemy pustyni. Lepiej przejść przez nią teraz, niż znaleźć się na niej w sytuacji, kiedy nie będzie powrotu.

Większość z nas zapewne odpowiedziałaby w tym miejscu: Ale ja wiem, że jestem zapisany w księdze życia i wiem, że po śmierci pójdę do Pana – i słusznie, nasza wiara ma być właśnie tego rodzaju pewnością, ale ja nie do końca o tym mówię. Nie mówię o kwestii zbawienia i potępienia; nie mówię o zakłamanych sercach, które sprawiają pozory pobożności, a są „obłokami bez wody i uschłymi drzewami” (zob. Jud 12-13). Nie mówię o tym, że „jakoś” (zob. Flp 3:11 – bardzo nam się Sławkowi i mnie to słowo jakoś podoba) ocalimy swoje życie – choćby przez ogień (zob. 1Kor 3:15), podczas, gdy całe twoje dzieło spłonie. Mówię o tym, że chciałbym stanąć twarzą w twarz z Jezusem i widzieć w Jego oczach pełnię radości i satysfakcji i chciałbym usłyszeć: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” (Mt 25:21.23). Inaczej mówiąc chciałbym otrzymać od Pana pełnię tej nagrody, którą On dla mnie przygotował, a nie tylko ocalić (przez ogień) swoje życie. Chciałbym móc powiedzieć jak Paweł: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkich, którzy umiłowali pojawienie się Jego.” (2Tm 4:7-8). Posłuchajcie jak to pięknie brzmi po łacinie: „bonum certamen certavi, cursum consumavi et fidem servavi…” Nie mogłem się powstrzymać :-).

Czy chcę za dużo? Myślę, że nie, to jest właśnie to, czego Jezus pragnie dla każdego z nas. Dlaczego mielibyśmy zadowolić się czymś mniejszym?

I tak sobie myślę, że Jezus nie stawia nam zadań ponad nasze możliwości, On pragnie jedynie, abyśmy wypełnili Jego wolę, przez wypełnienie przykazań, żebyśmy byli święci i nienaganni, żebyśmy kochali Boga ponad wszystko, a innych jak samego siebie, abyśmy byli ubodzy w duchu, cisi, pokorni, miłosierni, czystego serca, żebyśmy byli mężni, mocni i wytrwali aż do końca, żebyśmy byli pełni Ducha i jeszcze parę innych rzeczy… Czy to za duże wymagania? 🙂 Nie, gdyby było inaczej, to by nam to Jezus powiedział (por. J 14:2).

To badanie serca może być bolesne, ale konieczne, abyśmy mogli zrobić pierwsze, a może następne kroki. Abyśmy do szli do pełni naszego powołania i przeznaczenia, abyśmy osiągnęli naszą Ziemię Obiecaną i nie umarli na pustyni.

Dlatego: „Za pełną radość poczytujcie to sobie, bracia moi, ilekroć spadają na was różne doświadczenia. Wiedzcie, że to, co wystawia waszą wiarę na próbę, rodzi wytrwałość. Wytrwałość zaś winna być dziełem doskonałym, abyście byli doskonali, nienaganni, w niczym nie wykazując braków.” (Jakuba 1:2-4)

21
sty

Ludzkie rozczarowania, to Boże spotkania

   Posted by: Jacek Sierka   in Bieżące

J23 nadaje ponownie :-). Czym więcej czasu upływa tym bardziej aktualny wydaje mi się to sformułowanie w tytule, które po raz pierwszy słyszeliśmy z ust Johna Clevelanda Chandlera.

Szpital, to miejsce, w którym jest wielu potrzebujących ludzi. Każdy tę potrzebę wyraża na swój sposób, ale trzy najliczniejsze grupy wg mnie to:

1. Wystraszeni i zagubieni. To ci, którzy niezależnie od swoich przekonań znaleźli się w rzeczywistości, która ich przerasta. Wiara okazała się za słaba, przekonanie, że sobie poradzą wszędzie i zawsze zawiodło, nadzieja na to, że jeszcze coś mogą zrobić zaczyna się chwiać i nagle okazuje się, że ich dom stoi na piasku. Takich ludzi jest stosunkowo łatwo pocieszać, ponieważ oni pragną pocieszenia jak ryba wody, ale wcale nie jest łatwo wzbudzić w nich wiarę, ponieważ właśnie niewiara opanowała ich prawie całkowicie. Tego rodzaju ludzie to jak dziurawe naczynia, których nie jesteś w stanie napełnić. Ich stan jest troszkę lepszy jedynie w momencie napełniania, ale chwilę później wracają do swojej beznadziei. Sporo „napracowałem się” z jedną taką osobą i efekt był dla mnie głęboko niesatysfakcjonujący, ponieważ osiągnąłem jedynie westchnienie i retoryczne pytanie: „No i co teraz z nami będzie?” Już miałem na końcu języka coś w stylu: „Ja wiem, co ze mną będzie – jak umrę to pójdę do Jezusa, a jak zostanę, to będę starał się żyć dla niego, natomiast nie wiem co będzie z tobą.” Oczywiście nie powiedziałem tego, bo mogłoby to ją zranić, ale nie chciałem już więcej z nią rozmawiać.

2. Rozgoryczeni i narzekający. To taki rodzaj niewiary i niezadowolenia, w którym chyba nawet sam Jezus nie mógłby zdziałać żadnego cudu (por. Mk 6:5). To ludzie typu: „No widzi pani, co ze mną zrobili, wzięli do szpitala zdrowego człowieka, a teraz… i tu zaczyna się lista chorób żalów i pretensji.” Nie byłem w stanie „przebić” się przy tego rodzaju postawie, to było jak mur – uświadomiłem sobie, że ci ludzie nie chcą słuchać, a jedynie wylewać z siebie swoją zapiekłą gorycz. Uciekałem od takich jak najdalej się dało i modliłem się, żebym nie musiał leżeć z kimś takim na jednej sali. Bóg wysłuchuje modlitwy grzesznika i daje mu to, co najlepsze.

3. Poszukujący prawdy. To zdecydowana rzadkość, aby na kogoś takiego trafić, szczególnie, jeśli to mężczyzna. Stanisławie, jeśli czytasz te słowa, to serdecznie cię pozdrawiam. Tak, Bóg dał mi przywilej spotkania człowieka, z którym przez wiele godzin toczyłem takie męskie rozmowy „o życiu i śmierci” tylko rano nie miał kto zrobić jajecznicy (jeśli ktoś pamięta Shreka 1) (tak naprawdę to rozmawialiśmy o Bogu i Biblii). To ludzie, o których mówił ostatnio Daniel Capri, że są już przez Boga przygotowani na przyjęcie prawdy. Musimy się o nich modlić i błogosławić ich. Ci ludzie z wdzięcznością przyjmują słowo prawdy i nadziei, bo gleba ich serca jest przygotowana przez Ducha.

Dlaczego piszę o tym, a nie o szpitalu, chorobie i leczeniu. No domyśl się. Przecież to, co Bóg ma najcenniejszego to jego dzieci, które czasami cierpią i chorują. Naszą misją nie jest rozważanie na temat chorób, ale wykorzystanie każdej okazji do głoszenia słowa nadziei i zbawienia. Wtedy nasze doświadczenia nabierają sensu i nie pytasz: „Dlaczego ja, człowiek wierzący muszę przez to przechodzić?” Może właśnie dlatego. Niech będzie błogosławiony Pan, we wszystkim. Parafrazując słowa apostoła Pawła, niech przez Kościół wieloraka w przejawach mądrość Boga stanie się jawna Zwierzchnościom na wysokościach nieba i ludziom na niskościach ziemi (por. Ef 3:10).

Te kilka dni to nie był dla mnie jakiś szczególnie trudny czas – ta terapia nie niesie ze sobą jakichś przykrych dolegliwości, ale przebywanie w takim szpitalu nie jest łatwym duchowo doświadczeniem. Myślę, że jest to miejsce w którym gromadzi się szczególnie dużo lęku, rezygnacji i braku nadziei. Symbolem ŚCO jest Kaduceusz, którego na próżno szukał Pat po całym centrum Kielc. A tu, proszę, znalazł się. Musimy wrócić do słowa Pata i przemodlić tę sprawę.

Głównym słowem, która dał mi Pan w tym czasie był werset z Prz 18:14.

Duch ludzki zniesie chorobę, lecz złamanego ducha któż dźwignie? (BT)
Duchem człowiek zwalczy nawet chorobę, lecz kto może podnieść złamanego na duchu? (BW)

To słowo idealnie pasowało do miejsca, czasu i sytuacji. Poraziło mnie prostotą i mocą. Kluczem do naszego zdrowia jest duch. Dzięki niemu jesteśmy w stanie pokonać „nawet” chorobę. Nie wiem, czy lekarz, który mnie operował jest wierzący, ale wyraził to w taki sposób: „Psyche jest bardzo ważna, dzięki niej pacjenci lepiej znoszą chorobę.” Walka toczy się o naszego ducha. Jeśli będzie zdrowy i będzie w jedności z Duchem Jezusa, to dzięki niemu jesteśmy w stanie zwalczyć chorobę. A kto dźwignie złamanego ducha, lub złamanego na duchu? Oczywiście Bóg jest w stanie podnieść złamanych na duchu i bardzo często to robi, tylko, że wtedy, gdy upadamy na duchu, wypadamy z miejsca chodzenia w zwycięstwie i stajemy się ofiarami. Bóg lituje się nad ofiarami, ale to nie jest cel naszego powołania. Bóg chce, żebyśmy chodzili w zwycięskim duchu, a nie w usposobieniu ofiary, którą musi nieustannie podnosić.

To pytanie zawarte w ww wersecie daje nadzieję wierzącemu, ale kto podniesie ducha niewierzącego, ateisty, agnostyka, kogoś, kto jest wrogiem Boga? Nie ma nikogo innego, kto mógłby to zrobić.

Będąc w tym szpitalu najbardziej tęskniłem za wierzącymi, którzy noszą w sobie ducha niezwyciężonego, o jakiego modlił się Dawid (por. Ps 51:12). Żyjąc „normalnym”, chrześcijańskim życiem nawet nie wiesz, że posiadasz takiego ducha, ale masz go, wierz mi. Wystarczyła mi krótka rozmowa z kimś z kościoła i już mój duch ożywiał się, jakby dostał łyk świeżej, źródlanej wody.

Proszę cię nie pogardzaj tym, co masz, bo masz więcej niż tysiące ludzi wokół ciebie. Nie pozwól, żeby zwątpienie i jednostajność życia doprowadziły cię do miejsca może nie beznadziei, ale takiego pytania: „Jaki to ma sens?” Nie wystawiaj Boga na pokuszenie, bo może postawić cię w miejscu, w którym zobaczysz różnicę, ale to nie jest miejsce, do którego chciałbyś iść.

Ludzkie rozczarowania to Boże spotkania, ale Bóg bardziej kocha spotkania wśród dziękczynienia i uwielbienia; pełne radości i pasji. Biegnij do niego i bądź wdzięczny.

13
sty

Do zobaczenia…

   Posted by: Jacek Sierka   in Bieżące

Kochani przyjaciele, dziękuję za wiele serdecznych i zachęcających słów. Mam nadzieję, że wkrótce znowu spotkamy się zarówno w wirtualnym, jak i rzeczywistym świecie. Za chwilę udaję się do szpitala na kilka dni, więc proszę o modlitwę. Jak wrócę to postaram się zaraz coś napisać – ale już teraz niektórzy śmieją się ze mnie nazywając mnie jaśnie-panem antycypując moje napromieniowanie jodem radioaktywnym (inni nazywają mnie J23 – że to niby połączenie jodu z nadawaniem).

Ja jednak wierzę, że Pan chce nas wszystkich, czyli swój kościół doprowadzić do swojej chwały, abyśmy wszyscy emanowali Jego blaskiem i mocą.

Niech tak się stanie. Amen i do zobaczenia.

11
sty

Dylemat

   Posted by: Jacek Sierka   in Bieżące

Nie wiem czy ktokolwiek czyta moje wpisy (bo ostatnio jakoś nie ma żadnych komentarzy), czy piszę dla siebie, ale nawet, jeśli piszę tylko dla siebie to warto, bo to słowo konfrontuje mnie. I tylko zadaję sobie pytanie: po co pisać rzeczy, które mnie samego konfrontują?

No cóż, parafrazując słowa apostoła Pawła mogę powiedzieć: „Biada mi, gdybym nie mówił tego, co mam wrażenie pokazuje mi Bóg!” (por. 1Kor 9:16). Czy czujesz podobnie jak ja, że to słowo cię konfrontuje, to znaczy czy czujesz się tak, jakbym pisał właśnie o tobie? Jeśli tak, to jestem z tego powodu bardzo zadowolony. Jeśli tak się poczułeś to nie miej do mnie pretensji, bo pisząc swój blog myślę głównie o sobie, o Bogu i Jego Słowie. Ale może przy okazji warto zadać sobie pytanie, czy moje czyny i myśli są zgodne z Bożym Słowem czy nie?

Jeśli nie, to nie ma co się obrażać na słowo, tylko podjąć decyzję o zmianie i nawróceniu, a jeśli tak to jest to powód do radości i satysfakcji z tego, że jestem prawdziwym naśladowcą słowa (por. 1J 3:18).

Spróbuj uwierzyć w to, że nie jestem twoim wrogiem i prześladowcą, tak, jak nie jestem wrogiem samego siebie. Bóg i Jego Słowo też nie jest twoim i moim wrogiem, chociaż czasami mam wrażenie, że On wydobywa pewne wersety specjalnie po to, żeby mnie dobić. Czy Bóg chce mnie dobić? Tak, a dokładnie On chce zabić do końca starego człowieka we mnie z jego starym sposobem myślenia, abym stał się nowym stworzeniem (por. 2Kor 5:17) z przemienionym umysłem (por. Rz 12:2) i aby nie było już we mnie mnie, ale żeby zamieszkał we mnie Chrystus – nadzieja chwały! (por. Ga 2:20).

Czy ja, z Chrystusem we mnie, zamiast mnie, to nadal ja? A może lepiej byłoby zadać pytanie: Co jest lepsze, Chrystus we mnie, czy ja we mnie? Mając taki wybór, stawiam na Chrystusa, bo myśl o tym, że On czuje się dobrze we mnie daje mi ogromną radość i pokój – wiem, że On potrafi dobrze zadbać o swoje, czyli w tym wypadku też o moje ciało i całą resztę. A jeśli ja miałbym sam kierować swoim życiem, to już teraz wiem, że to chodzenie po cienkim lodzie.

Efezjan 3:20-21: „Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków! Amen.”