Zostaliśmy wczoraj zaproszeni na obiad przez naszych przyjaciół. Haim jest kochany – najpierw przyjechał po nas i zabrał nas do Tel Avivu, a potem nas odwiózł z powrotem. Byliśmy w gronie rodzinnym – Ziuta, Haim z Dalią (żona) i Jehuda (starszy syn Ziuty). Bardzo miła atmosfera – rodzinna i przepyszne jedzenie – to była taka restauracja z owocami morza. Jadłem rybę o nazwie Wolfish – zupełnie nie wiem, co to za stworzenie morskie, ale przepysznie smakowało. Read the rest of this entry »
Archive for czerwiec, 2009
Izrael 2009-06-29
Izrael 2009-06-28
Drugi dzień w Izraelu. Siedzę sam i cieszę się przed Panem. Wieczorem ma przyjechać Haim i zabrać nas gdzieś na obiad (podobno Ziuta – jego mama tak zdecydowała i nie ma dyskusji).
Wczoraj, po krótkiej drzemce (jechaliśmy całą noc), postanowiliśmy wybrać się na dłuższy spacer – Mariusz chciał popatrzeć na Jerozolimę, więc podsunąłem pomysł, żeby iść na Górę Samuela. A że akurat był szabat, to musieliśmy iść per pedes (co w wolnym przekładzie znaczy: z buta). Po około godzinie drogi znaleźliśmy się przy grobie Samuela. Kiedy usiadłem w miejscu, gdzie kilku Żydów modliło się swoimi szabatowymi modlitwami opanował mnie taki niezwykły pokój, że mógłbym tam zasnąć. Read the rest of this entry »
Wypadek
Ostatnio wiele się dzieje i nawet nie ma czasu pisać o wszystkim.
W środę miałem wypadek samochodowy; chociaż może wypadek to za duże słowo, bo kojarzy się z rannymi lub zabitymi. Bóg ochronił nas wszystkich, ale samochód jest całkiem rozbity. To już kolejny wypadek z serii „dziwnych” lub „niezrozumiałych”. Kobieta, która wjechała we mnie (na drodze do Kielc, 2 km od Janek) powiedziała policji, że nie widziała naszego samochodu. Policjanci jej nie uwierzyli, ale ja wierzę, że nieprzyjaciel zasłonił jej oczy, próbując nas dosięgnąć. W samochodzie wiozłem Klausa, mojego syna i teściową, ale nikomu nic się nie stało. Wszyscy mieliśmy niezwykły pokój, chociaż niewiele brakowało do „dachowania” na drodze, która wtedy była bardzo zatłoczona. Ten pokój pozostał w nas, chociaż uświadomiłem sobie znowu, jak wielka jest nienawiść diabła wobec nas. Nie wiem, co mógłbym jeszcze mądrego napisać o tym; chwała niech będzie Najwyższemu – w nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. Dziękuję Panu za ochronę i za to, że pozwolił nam w takim pokoju przejść przez to doświadczenie. Acha, jeszcze jedno, jestem Bogu wdzięczny, że w tym dniu nie pozwoliłem się wyręczyć mojemu bratu, którego bardzo kocham.
„Za pełną radość poczytujcie to sobie, bracia moi, ilekroć spadają na was różne doświadczenia. Wiedzcie, że to, co wystawia waszą wiarę na próbę, rodzi wytrwałość. Wytrwałość zaś winna być dziełem doskonałym, abyście byli doskonali, nienaganni, w niczym nie wykazując braków.” (Jakuba 1:2-4)
Moc w słabości
Każdy chciałby doświadczać Bożej mocy. Problem polega na tym, że ona manifestuje się w ludzkiej słabości, a nikt nie chce być słaby, choćby wszelkimi sposobami starał się udowodnić, że takim właśnie chce być.
Mojżesz był człowiekiem, który dokonał wielkich rzeczy, ale kiedy patrzę na Mojżesza człowieka, to widzę kogoś przerażająco słabego. On nie chciał nawet wejść w to, co nazywamy powołaniem, ponieważ się bał i miał bardzo krytyczne spojrzenie na swoje możliwości. Bał się stanąć przed ludźmi, bał się stanąć przed faraonem i nie miał żadnego planu przeprowadzenia ludzi z Egiptu do Ziemi Obiecanej. Z drugiej strony był najpokorniejszym człowiekiem na ziemi. W chwilach, kiedy nie wiedział co zrobić potrafił „głośno wołać do Boga”.
Jedną z głównych cech liderów jest potrzeba znalezienia na wszystko odpowiedzi i rozwiązania. Brak rozwiązania i bezsilność doprowadza nas do frustracji, a czasami depresji. Trudno jest zgodzić się z tym, że nie daję sobie rady, ale czy nie tego właśnie potrzebuje Bóg – ludzi, którzy nie mają rozwiązania, ale są wystarczająco słabi, żeby poddać Mu się we wszystkim?
Pogodzenie się ze swoją słabością jest dla mnie wysokim poziomem pokory. Może są jeszcze wyższe, ale dla mnie ten poziom jest wystarczającym wyzwaniem na dzisiaj…