Dzisiaj Szabat, a więc odpoczywamy. W ramach odpoczynku zrobiliśmy sobie rano dodatkowe studium Bożego Słowa: Księga Objawienia, Daniela, Zachariasza – czyli jednym słowem powtórne przyjście Jezusa. Potem uwielbialiśmy Boga i modliliśmy się i było bardzo miło.
A wczoraj wieczorem chcieliśmy przygotować jakieś danie żydowskie. Zaproponowałem czulent. Znalazłem jakieś przepisy w internecie – okazało się że jest wiele przepisów na czulent i zdecydowaliśmy się na czulent z ziemniakami. Oczywiście nikt z nas nie widział czulentu na oczy, nie mówiąc już o gotowaniu…
Kupiliśmy produkty i ugotowaliśmy coś, co przypominało fasolowo-ziemniaczaną bryję z mocno rozdrobnionymi kawałkami mięsa. W ostatnim etapie gotowania dziewczyny „uratowały” smak ziołami prowansalskimi, bo podobno było „nijakie”. Nie wiedzieliśmy do końca jak powinien wyglądać czulent, ale dzisiaj Haim stwierdził, że to nie przypomina tego, co on uważa za czulent. Ale po zjedzeniu okazało się, że to danie jest bardzo syte. Strasznie zachciało mi się spać, chociaż była 8 wieczorem i to wg. Haima jest dowodem, że to mógł być czulent, bo on podobno tak działa…
Tak czy inaczej mamy tego dużo i będziemy to jeść ze 3 dni. Jednym smakuje innym mniej – ja uważam, że jest dobre. Chciałem bardzo, żeby ten czulent był z szyją indyka, ale nie udało mi się kupić samej szyi – były tylko całe indyki.
No cóż, trzeba się chyba zabrać za odgrzewanie tego czegoś…