Archive for grudzień, 2010

17
gru

Z narodzeniem Jezusa było tak… cz.2

   Posted by: Jacek Sierka   in Bieżące

I znowu zbliżają się święta ta bliskie duszy każdego Polaka – mojej też, bo będę mógł pojechać do rodziców i spędzić z nimi i z rodziną siostry 3 dni. Bardzo lubię ten czas, kiedy jesteśmy razem. Mój dom rodzinny jest rzeczywiście „ciepłym” domem, a w tym roku ze względu na moją słabość fizyczną przygotowania na ten czas są wyjątkowe – to trochę tak, jakby mnie mieli spotkać pierwszy albo ostatni raz :-). No i co będę udawał, że tego nie lubię, lubię te spotkania rodzinne.

Jednak warto przy tej okazji trochę przeczyścić perspektywę i przyjrzeć się lepiej wszystkim zwyczajom świątecznym, żeby ciesząc się sobą nie zasmucić przy okazji Boga wchodząc w pogaństwo i bałwochwalstwo. Niestety, czym dłużej badam temat Bożego Narodzenia tym mniej widzę w nim elementów chrześcijańskich, a coraz więcej pogaństwa i to mnie martwi, ponieważ okazuje się, że będąc narodem jakoś tam wierzącym nie możemy wyrwać się z czarów, magii, przesądów i zabobonów, które są tak bardzo obce duchowi Biblii.

Pisałem już na temat Bożego narodzenia w ubiegłym roku (http://jacek.wieczernik.pl/?m=20091221) i to, co teraz dodam będzie uzupełnieniem.

Okazuje się niestety, że chociaż z zewnątrz przykryta chrześcijańską szatą, tradycja – szczególnie wigilijna jest bardzo mocno zakorzeniona w naszej słowiańsko-pogańskiej kulturze. Okazuje się, że nastąpiło w tym czasie przedziwne połączenie wielu różnych religii i kultur (o niektórych pisałem w poprzednim wpisie z 2009 roku).

Zdaniem etnologów wigilia pierwotnie była ucztą ofiarną, stypą dla zmarłych. Należała do pogańskiego cyklu obrzędowego ustanowionego ku pamięci przodków, czyli zimowe zaduszki. Stąd w naszej tradycji wigilijnej znalazły się zwyczaje, których albo nie rozumiemy w ogóle, albo które zostały na siłę zreinterpretowane w świetle wiary chrześcijańskiej. Miała ona miejsce w czasie tzw. przesilenia zimowego. Była to najdłuższa noc w roku, po której dzień znów zaczyna się wydłużać. Wróżono wtedy pomyślność w nadchodzącym roku (stąd zwyczaj wyciągania spod obrusa ździebeł siana – kto wyciągnie najdłuższe ten będzie najdłużej żył i będzie najszczęśliwszy), grupy w rytualnych przebraniach obchodziły wszystkie domy śpiewając kolędy i zbierając zapłatę w naturaliach, całowano się pod podłaźnicą i jemiołą, a przede wszystkim przygotowywano posiłek z 13 potraw, dbając jednocześnie o dodatkowe nakrycie dla zmarłych przodków.

Ten zwyczaj przygotowania dodatkowego nakrycia i miejsca przy stole przetrwał właściwie do dzisiaj w postaci „miejsca dla niespodziewanego gościa”, ale pierwotnie było ono przeznaczone dla duszy zmarłego, która była zapraszana na posiłek. Stąd w dawnej Polsce nie wolno było zasiąść do stołu bez dmuchnięcia na krzesło, aby przypadkiem nie usiąść na duszy, która zajęła już wcześniej to miejsce.

Również wigilijne potrawy z makiem, miodem i grzybami nawiązują do starosłowiańskiej stypy, na której stanowiły główne składniki.

Pogańskie zwyczaje są dla Wszechmogącego Boga obrzydliwością. Izrael za pogańskie zwyczaje szedł do niewoli lub ginął. Bóg Biblii nie zmienił zdania, dlatego przygotowując miejsca przy stole upewnijmy się, że zajmą je żywi.

Życzę wszystkim wesołych świąt 🙂

16
gru

Być, albo nie być…

   Posted by: Jacek Sierka   in Bieżące

Z góry proszę o wybaczenie za zbytni egzystencjalizm tego wpisu, ale czuję się usprawiedliwiony przez doświadczenie ostatnich dni. Część z was wie, że miałem operację w szpitalu (pierwszy raz w życiu) i jest to przeżycie, które skłania do myśli egzystencjalnych. I od razu spieszę z wyjaśnieniem, że nie zmieniłem swoich przekonać i nie stałem się filozofem szukającym sensu życia – nadal jestem zadeklarowanym fundamentalistą chrześcijańskim w stopniu najbardziej fundamentalnym z możliwych, ale chciałbym się podzielić pewnym doświadczeniem, które być może pomoże wątpiącym.

Niestety nie miałem w czasie mojej nieświadomości wspaniałego spotkania z Jezusem, chociaż bardzo tego chciałem. Nie miałem właściwie nic i o tym chciałem coś napisać.

Kiedy obserwowałem kapiącą kroplówkę i wiedziałem, że za chwilę zasnę, gdzieś w tyle głowy pojawiła się myśl, że mogę się nie obudzić. Nie było w tym lęku, raczej ciekawość. Potem kilka oddechów i przestałem istnieć. To był stan absolutnego nieistnienia – zupełnie inny od zwykłego snu, w którym pojawiają się oznaki życia, typu sny, wrażenia, słowa, czy chwilowe przebudzenia. Nie da się inaczej opisać tego stanu niż jako niebyt, w którym nie ma świadomości, emocji, postrzegania, bólu, przyjemności – nie ma absolutnie nic.

Kiedy pojawiła się świadomość, przyszła wraz z fizycznym bólem i dyskomfortem istnienia, a jednak ta świadomość była bliższa mojemu jestestwu niż to nieistnienie – jakby bardziej naturalna, jakbym to właśnie do niej był stworzony, wraz ze wszystkimi jej konsekwencjami.

I kiedy tak zastanawiam się, co jest lepsze, być, czy nie być, to dochodzę do wniosku, że owo „być” jest największym darem, jaki dostałem od Boga. Bo przecież mogłoby mnie nie być – i nie mógłbym mieć o to do nikogo pretensji…

Być, to przeżywać, uczestniczyć, mieć na coś wpływ, w zdecydowany sposób być podmiotem, bo przecież w pewien sposób to właśnie ja stanowię centrum mojego wszechświata przez to, co i jak przeżywam. Powołanie do istnienia, czyli do bycia to zaproszenie do kręgu światła, czucia, myślenia, relacji z niczego. Oczywiście, że istnienie związane jest również z cierpieniem, ale czy lepiej jest nie cierpieć nie istniejąc? Nie, lepiej jest istniejąc nie cierpieć i taki właśnie Bóg ma plan dla swoich dzieci. W tym kontekście werset 2 Koryntian 4:17  nabiera dla mnie zupełnie nowego znaczenia: „Niewielkie bowiem utrapienia nasze obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku.”

Niewielki mamy wpływ na to, czy istniejemy czy nie – parafrazując słowa pewnego Żyda z filmu „Cud purymowy” można powiedzieć, że jesteśmy szczęśliwymi ludźmi, bo nie musimy o tym myśleć, już wcześniej ktoś za nas o tym pomyślał i zdecydował: Lepiej jest dla ciebie być niż nie być. Czy to nie ciekawe, że ktoś wcześniej podjął tę decyzję za ciebie i za mnie? I że zdecydował: Żyj! Ktoś, kto o tym zdecydował wiedział, że być jest lepsze od nie być. I tylko czasem człowiekowi ogarniętemu cierpieniem i beznadzieją wydaje się, że to nie był dobry pomysł i że lepiej byłoby nie być, ale nie być to oznacza również brak refleksji nad tym, czy lepiej być czy nie być.

Trudno byłoby zaakceptować myśl, że mam być i że moje istnienie jest cierpieniem, bólem, beznadzieją… takie bycie jest trudne do zaakceptowania i dlatego wielu podejmuje decyzję o nie byciu popełniając samobójstwo. Decyzja desperacka, w której poziom bólu przekroczył możliwości jego zniesienia przez człowieka. Ale decyzja o naszym istnieniu nie została podjęta przez nas, dlatego nie możemy też jej sami odwołać.

Czasami nieistnieć byłoby łatwiejsze, ale nie lepsze. Lepiej jest być i lepiej jest być w taki sposób, w jaki Bóg chce, żebym był – bo to bycie jest dobre, choć czasem zaboli. I dobrze jest wiedzieć, że Bóg przeznaczył mnie do życia w Edenie – czyli w Jego przyjemności. Dobrze jest wiedzieć, że „przemija postać tego świata”, a Bóg przygotował dla tych, którzy Go kochają takie rzeczy o jakich „ucho nie słyszało” i jakich „oko nie widziało”.

Dobrze jest być, a bardzo dobrze jest być mając nadzieję na to, co przygotował dla nas Bóg…