Dzięki Artur, że mnie zachęciłeś do stworzenia tej strony. Od dawna o tym myślałem, ale nie mogłem się zdecydować. Niestety nie mam możliwości, aby wrzucić od razu wszystkie zapiski, ale może uda się „krok po kroku”. Dlatego każdego kto pozostanie nieusatysfakcjonowany proszę o cierpliwość i łaskę.
Jeśli ktoś znajdzie tu coś budującego, to chwała Bogu. Jeśli nie, to i tak ta strona przyda mi się do uporządkowania notatek, które są w różnych miejscach. Błogosławię i modlę się o każdego, kto czyta te słowa.
Parę słów o mnie:
Kiedy w roku 1983 rozpocząłem studia górnicze na AGH w Krakowie, byłem przekonany, że praca sztygara w jednej z kopalń Zagłębia to dla mnie najlepsze rozwiązanie na przyszłość. Wtedy nie wiedziałem, że Bóg przygotował dla mnie całkowicie odmienną drogę. W tamtym czasie myślałem też o sobie, że praca w jednym miejscu przez całe życie i wykonywanie tego samego jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem i da mi poczucie bezpieczeństwa.
Kiedy Bóg wkroczył do mojego życia, (a ja nie wiedziałem wtedy, że to Bóg – myślałem, że coś mi „odbiło”); w jednym dniu wszystkie moje plany i wyobrażenia przyszłości zawaliły się i wiedziałem, że przyszedł czas radykalnej zmiany. Ale nigdy wcześniej nie przypuszczałbym, że jestem aż takim „radykałem”. Zostawiłem wszystko; Kraków, studia, dziewczynę, własne plany i w 1985 roku rozpocząłem studia w Kieleckim Wyższym Seminarium Duchownym. To był dla mnie błogosławiony czas odcinania więzów ze „starym życiem” i początek nowej drogi z Bogiem. Jestem wdzięczny wszystkim ludziom, których Bóg postawił wtedy na mojej drodze, ale w sposób szczególny chcę podziękować byłemu księdzu rektorowi, który jest człowiekiem wymagającym i prawego serca – takich ludzi pamięta się przez całe życie.
Będąc dobrze zapowiadającym się klerykiem, przekonanym, że moja droga życiowa jest teraz jasna i prosta, nie miałem bladego pojęcia, że tuż przede mną jest kilka zakrętów, z których każdy mógł skończyć się „wypadnięciem z trasy”.
Najgorszy był pierwszy z nich; kiedy moi koledzy szykowali się do wielkiej uroczystości święceń kapłańskich, która przypadała akurat w czasie wizyty papieża Jana Pawła II w Polsce, ja pakowałem swoje rzeczy i przez nikogo nie żegnany opuszczałem mury kieleckiej Alma Mater. Wiedziałem, że nie mogę zostać księdzem i pozostać w zgodzie ze swoim sumieniem.
Przez dwa następne lata pracowałem jako katecheta w Liceum Ekonomicznym na Langiewicza. Kochałem tę pracę; wspaniały dyrektor, dobre relacje z nauczycielami i cudowni młodzi ludzie, z którymi czułem się bardzo dobrze. Ożeniłem się ze wspaniałą dziewczyną, którą Bóg postawił na mojej drodze (dzisiaj, po wielu latach małżeństwa jestem tego bardziej pewny niż na początku), otrzymałem umowę na czas nieokreślony i nagrodę od biskupa dla najlepszego katechety w diecezji kieleckiej (do dzisiaj nie mogę w to uwierzyć :-)). Moja żona, Martyna, jest osobą bardzo obdarowaną proroczo, żywiołową, spontaniczną i zdecydowanie dodaje to, czego mi zdecydowanie brakowało. Znowu zacząłem widzieć jakąś drogę przed sobą.
Był to również czas powstawania „Wieczernika”. Wiedziałem, że od samego początku jest to Boże dzieło i że chcę w nim uczestniczyć. Odeszliśmy ze starej wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym i wraz z kilkoma przyjaciółmi zaczęliśmy budowanie wspólnoty, którą Bóg powołał w sposób bardzo suwerenny. Był to czas budowania nowych relacji, między innymi z Ireną, Mirkiem i Gosią, Mariuszem i Basią, Edem i Kazią i z wieloma innymi, którzy do dzisiaj stanowią grono moich najbliższych przyjaciół.
Wtedy napotkałem następny, bardzo trudny zakręt: postawiono mi alternatywę, albo wspólnota, albo praca w szkole. Właściwie, to od początku wiedziałem, że nie mam wyboru, ale podjęcie decyzji bolało. Zostałem wyrzucony ze szkoły z dnia na dzień – piszę wyrzucony, ponieważ zwolnienia nauczyciela dokonuje się z poszanowaniem prawa i obyczajów. Ale w tamtym czasie (rok 1993) to samo spotkało nie tylko mnie.
Od tego czasu wiedziałem, że cały mój czas i zaangażowanie skupione będzie na budowaniu kościoła i Królestwa Bożego. Początek był ekscytujący; Bóg działał w niesamowity sposób i z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że było to „małe przebudzenie” w Kielcach. To, doprowadziło nas do szeregu rozmów z Biskupem Kieleckim oraz z jego przedstawicielami, po czym zostaliśmy wyrzuceni z Kościoła Katolickiego. To był jak na razie ostatni z dużych zakrętów na mojej drodze. Kiedy go pokonaliśmy okazało się, że wbrew wcześniejszym obawom doświadczyliśmy uwolnienia.
Od tego czasu mogę powiedzieć, że Bóg zaczął wypełniać pragnienia mojego serca. Dostałem więcej niż się spodziewałem. Mam wspaniałą rodzinę – żonę i dwoje dzieci, z których każde jest wielkim darem od Boga, mam kościół i przyjaciół, na których mogę liczyć, oraz posługę, w której mogę realizować swoje powołanie – budowanie kościoła i Królestwa Bożego. Niektórzy uważają, że mam dar nauczania, no cóż jeśli świadectwo dwóch jest prawdziwe, to wierzę, że tak jest. Od 1997 do 2005 byłem dyrektorem Instytutu Wydawniczego Rhema i redaktorem naczelnym polskiej wersji magazynu The Morning Star. Od 2003 roku jestem pastorem Kościoła Wieczernik w Kielcach.
Czego oczekuję? Ciągle pragnę zobaczyć Boga działającego poprzez znaki, cuda oraz kościół, który jest święty i rzeczywiście całkowicie oddany Bogu. Wierzę, że żyjemy w czasach ostatecznych i wkrótce będziemy oglądać Pana twarzą w twarz, kiedy przyjdzie On na ziemię, aby przejąć władzę nad narodami i ustanowić swoje królestwo, dlatego pragnę resztę z pierwszego etapu swojego życia na tej ziemi poświęcić na przygotowanie siebie i tych, którym Bóg dał mi przywilej posługiwać na spotkanie z Panem i budowanie wraz z Nim Królestwa Bożego na ziemi, tak jak jest w niebie. Mam ogromną nadzieję, że się tam spotkamy.