Archive for marzec, 2010

5
mar

Galeria

   Posted by: Jacek Sierka   in Znaki czasów

Z pomocą Jarka udało mi się uruchomić galerię z niektórymi zdjęciami z Izraela. Mam nadzieję, że przynajmniej częściowo oddają piękno Bożego stworzenia. Życzę miłych wrażeń.

3
mar

Izrael 2010

   Posted by: Jacek Sierka   in Znaki czasów

cd.

Dzień w Eilacie. Miasto jest naprawdę ładne, to znaczy te największe hotele są niesamowite i robią wielkie wrażenie. Reszta, taka bardziej normalna. Trochę się wypogodziło, więc postanowiliśmy wybrać się nad morze i zorientować się w sprawie ew. wyjazdu na Synaj.

Morze piękne, przeźroczyste. Kolorowe ryby pływają przy samym brzegu. Widać też różne koralowce, chociaż, żeby tak naprawdę zobaczyć piękno rafy, to trzeba nurkować. Niestety woda o tej porze roku była dla mnie za zimna do kąpieli (ok. 20 stopni), tym bardziej, że fizycznie nie czułem się jeszcze najlepiej. Tak więc poszedłem sobie na spacer, a przy okazji obejrzałem sobie jeden z hoteli – taki nietypowy, składający się z wielu domków i willi, z basenami itd. – po prostu bajka.

W Eilacie jest mnóstwo różnych atrakcji, jak oceanarium, nurkowanie, pływanie z delfinami, rejsy statkami, safari na wielbłądzie, safari dżipem i wiele innych, ale niestety to wszystko jest dosyć drogie, np. wejście do oceanarium kosztowało 79 szekli, czyli ponad 63 złote. Pływanie z delfinami 120 szekli, nurkowanie jeszcze droższe.

Próbowaliśmy też zbadać kwestię wyjazdu na Synaj i jest taka możliwość, ale:

– nie można jechać wypożyczonym samochodem,
– trzeba dołączyć się do zorganizowanej grupy,
– wszystkie opłaty (opłata graniczna, transport, przewodnik, lunch i coś tam jeszcze) wynoszą od niecałych 200 $ do prawie 300 $ w zależności od wybranej opcji.

I jest to właściwie wyjazd jednodniowy. Podobno niesamowitą atrakcją jest wejście nocne na Synaj i obserwowanie wschodu słońca, ale tym razem nie zdecydowaliśmy się na to.

Dzień zakończyliśmy nocnym spacerem po Eilacie, tym razem bez deszczu. Zrobiłem trochę nocnych zdjęć i bardzo żałuję, że nie umiem jeszcze zrobić galerii, żeby wam to pokazać.

W ostatni dzień rano wiał tak silny wiatr, że nad morzem nie dało się ustać na nogach. Nad morzem był sztorm, a trochę dalej w głąb lądu burza piaskowa – na szczęście tak bardziej od strony jordańskiej, więc drogę mieliśmy czystą.

Tym razem wracaliśmy prosto na północ wzdłuż granicy jordańskiej. Znowu pustynia mnie zachwyciła. Chciałem co chwilę zatrzymywać samochód i robić zdjęcia, ale reszta załogi już miała dosyć tego mojego zapału fotoreporterskiego. Tak więc po kolei mijaliśmy piękne, czerwone skały pustyni Paran, kolorowe góry pustyni Negew i na koniec jasne wzgórza i wąwozy pustyni Sin.

Tym razem deszcz dopadł nas dopiero, jak dojechaliśmy do Morza Martwego. Ciekawostką dla mnie był kolor wody w morzu; zawsze był sino-granatowy, a tym razem ze względu na duże opady i potoki, które płynąc przez pustynię zbierały po drodze osad, wody miały takie pasy sino-granatowe, na zmianę z zielonymi i rudawymi. Widok był naprawdę niezwykły. Kiedy dojechaliśmy do potoku Qidron, on cały czas płynął przez drogę, ale woda była na tyle płytka, że mogliśmy przejechać. W miejscu, gdzie ten potok płyną woda wyrzeźbiła w ciągu trzech dni kilkumetrowej głębokości kanion – to było niezwykłe.

Kiedy wjeżdżaliśmy z powrotem do Jerozolimy deszcz lał tak obficie, że trudno było jechać samochodem. Wróciliśmy zadowoleni, chociaż ta wyprawa kosztowała nas sporo nerwów i wysiłku.

Co jeszcze zrobiło na mnie wrażenie? Farmy na pustyni. To bardzo niezwykły widok, kiedy na jałowej ziemi wśród skał ukazują się nagle hektary upraw pod „folią” i lasy palmowe. Nie wiem, jak to się udało zrobić, ale tych farm, szczególnie na Negewie jest bardzo dużo. Kiedy jechaliśmy wzdłuż granicy, od Eilatu do Morza Martwego, to na całej długości drogi ciągnie się rozległa dolina, właściwie całkiem płaska i oczywiście sucha. Ale mieliśmy takie wrażenie, że w tych okolicach jest ukryta pod ziemią woda (oprócz innych bogactw) i kiedy zostanie ona uwolniona na powierzchnię, to cała ta dolina zakwitnie bujnym życiem. Niech Pan pobłogosławi tę ziemię, aby wydała obfity owoc.

W poniedziałek byliśmy cały dzień w Tel-Awiwie i spotkaliśmy się z Marią, Ziutą i Haimem oraz Renatą – przewodniczką grup młodzieży izraelskiej, mówiącą po polsku.

Bardzo ucieszyliśmy się widząc Marię i Ziutę w dość dobrej formie fizycznej i duchowej. Trzeba się modlić o nie, bo ciągle trwa jeszcze w nich praca Ducha Świętego prowadząca je do zbawienia.

Wczoraj mogłem wreszcie spędzić więcej czasu pod Ścianą Płaczu na modlitwie. Odpłynąłem całkowicie. Było mi tak dobrze, że nawet nie wiem, kiedy ten czas zleciał.

cdn.

2
mar

Izrael 2010

   Posted by: Jacek Sierka   in Znaki czasów

Witam ponownie, po dłuższej przerwie. Właśnie zjadłem świeże truskawki ze śmietanką i cukrem i posilony tym wspaniałym pokarmem mogę coś napisać.

Jeśli chodzi o zdrowie, to już znacznie lepiej, właściwie, to całkiem dobrze, nie licząc normalnych słabości wieku średniego :-).

Nie było nas przez 3 dni w domu i nie mogłem nic pisać na bieżąco, więc postaram się teraz zrelacjonować po kolei nasz wyjazd.

Piątek:
Postanowiliśmy po drodze na początek odwiedzić Mitzpe Jerycho i zobaczyć co słychać na placu budowy świątyni jerozolimskiej (a przynajmniej jej kopii). No i kompletne rozczarowanie. Okazało się na miejscu, że tu jeszcze w realu nic nie ma i nie wiadomo kiedy będzie. Oczywiście plany są, a jakże, ale nawet nie znaleźliśmy placu budowy… Tak więc na konkrety w tej dziedzinie trzeba jeszcze poczekać.

Ale nie zrażeni tym pierwszym rozczarowaniem pojechaliśmy dalej. Cel: Eilat. I to był początek przygód i dziwnych zjawisk. Kiedy dojechaliśmy (w deszczu!!!) do Morza Martwego w miejscu, gdzie wpływa do niego okresowy potok Qidron (tak, to ten sam Cedron, który wypływa z Jerozolimy) okazało się, że to był właśnie ten okres, kiedy potok rzeczywiście płynął; i to jak płynął! Droga była w tym miejscu nieprzejezdna najpierw dla samochodów osobowych, a potem już dla wszystkich. Na naszych oczach woda wyrwała spory kawałek asfaltu, więc szybko drogę zamknęli, a my w strugach deszczu musieliśmy zawrócić z powrotem do Jerozolimy i skierować się na Beer Szewę.

Kilka razy byłem nad Morzem Martwym, ale deszczu i takich potoków jeszcze nigdy nie widziałem.
Gdybym wiedział, jak zrobić na moim blogu galerię, to bym wrzucił parę fotek :-(.

Okolice Beer Szewy zaskoczyły mnie swoim pięknem. Nie dziwię się już, że Abraham właśnie tam się osiedlił. Jest właściwie płasko i zaskakująco zielono – spodziewałem się całkowitej pustyni.

Potem wjechaliśmy w pustynię Negew. Pięknie. Pustynia jest niesamowita, urozmaicona i kolorowa. No i prawie przez cały czas padał deszcz. Dlatego zdjęcia wyszły jak wyszły. Zrobiłem kilka ujęć w czasie przerw między kolejnymi falami deszczu. Takie mieliśmy szczęście, że gdzie się nie pojawialiśmy, padał deszcz.

Potem pustynia Paran. Pięknie. Kolory głównie w odcieniach czerwieni. W popołudniowym słońcu (które czasami pokazywało się między chmurami, widoki były niesamowite, Wiele razy przejeżdżaliśmy przez płytkie potoki płynące w poprzek drogi, a raz ten potok był na tyle głęboki, że nie byliśmy pewni czy przejedziemy, tym bardziej, że przed nami kilku chłopców płynęło tym potokiem na kajaku – kajakiem przez pustynię, brzmi trochę dziwnie, ale na własne oczy widziałem, a nawet zrobiłem zdjęcia.
Tam, gdzie płynęły po drodze potoki, woda wymyła na drogę całe sterty kamieni, przez które przejeżdżaliśmy z wielkim trudem (dobrze, że to był samochód wypożyczony :-)).

Kiedy wreszcie po tych wszystkich emocjach dojechaliśmy do Eilatu, było już dość późno (godzina przed zmrokiem). Nie mieliśmy zarezerwowanych noclegów, ale oczywiście nasz Pan przygotował nam miejsce. Tuż przed miastem, znaleźliśmy Kibuc Eilot, gdzie zatrzymaliśmy się na nocleg. Było naprawdę bardzo miło, a obiad, jaki nam zaserwowali w ramach naszego noclegu pobił nawet Mikorzyn – to była uczta.

Po tej uczcie musieliśmy się trochę poruszać, więc postanowiliśmy iść na nocny spacer po Eilacie. Podobno w tym mieście deszcz pada średnio 4 dni w roku. No i oczywiście trafiliśmy na jeden z tych dni. Tak więc zaliczyliśmy wieczorny spacer w deszczu po Elacie – atrakcja większa niż w Polsce słoneczne wczasy nad morzem.

Po powrocie mieliśmy nadzieję, że nie trafiliśmy na 4 kolejne dni deszczowe…

cdn.