cd.
Dzień w Eilacie. Miasto jest naprawdę ładne, to znaczy te największe hotele są niesamowite i robią wielkie wrażenie. Reszta, taka bardziej normalna. Trochę się wypogodziło, więc postanowiliśmy wybrać się nad morze i zorientować się w sprawie ew. wyjazdu na Synaj.
Morze piękne, przeźroczyste. Kolorowe ryby pływają przy samym brzegu. Widać też różne koralowce, chociaż, żeby tak naprawdę zobaczyć piękno rafy, to trzeba nurkować. Niestety woda o tej porze roku była dla mnie za zimna do kąpieli (ok. 20 stopni), tym bardziej, że fizycznie nie czułem się jeszcze najlepiej. Tak więc poszedłem sobie na spacer, a przy okazji obejrzałem sobie jeden z hoteli – taki nietypowy, składający się z wielu domków i willi, z basenami itd. – po prostu bajka.
W Eilacie jest mnóstwo różnych atrakcji, jak oceanarium, nurkowanie, pływanie z delfinami, rejsy statkami, safari na wielbłądzie, safari dżipem i wiele innych, ale niestety to wszystko jest dosyć drogie, np. wejście do oceanarium kosztowało 79 szekli, czyli ponad 63 złote. Pływanie z delfinami 120 szekli, nurkowanie jeszcze droższe.
Próbowaliśmy też zbadać kwestię wyjazdu na Synaj i jest taka możliwość, ale:
– nie można jechać wypożyczonym samochodem,
– trzeba dołączyć się do zorganizowanej grupy,
– wszystkie opłaty (opłata graniczna, transport, przewodnik, lunch i coś tam jeszcze) wynoszą od niecałych 200 $ do prawie 300 $ w zależności od wybranej opcji.
I jest to właściwie wyjazd jednodniowy. Podobno niesamowitą atrakcją jest wejście nocne na Synaj i obserwowanie wschodu słońca, ale tym razem nie zdecydowaliśmy się na to.
Dzień zakończyliśmy nocnym spacerem po Eilacie, tym razem bez deszczu. Zrobiłem trochę nocnych zdjęć i bardzo żałuję, że nie umiem jeszcze zrobić galerii, żeby wam to pokazać.
W ostatni dzień rano wiał tak silny wiatr, że nad morzem nie dało się ustać na nogach. Nad morzem był sztorm, a trochę dalej w głąb lądu burza piaskowa – na szczęście tak bardziej od strony jordańskiej, więc drogę mieliśmy czystą.
Tym razem wracaliśmy prosto na północ wzdłuż granicy jordańskiej. Znowu pustynia mnie zachwyciła. Chciałem co chwilę zatrzymywać samochód i robić zdjęcia, ale reszta załogi już miała dosyć tego mojego zapału fotoreporterskiego. Tak więc po kolei mijaliśmy piękne, czerwone skały pustyni Paran, kolorowe góry pustyni Negew i na koniec jasne wzgórza i wąwozy pustyni Sin.
Tym razem deszcz dopadł nas dopiero, jak dojechaliśmy do Morza Martwego. Ciekawostką dla mnie był kolor wody w morzu; zawsze był sino-granatowy, a tym razem ze względu na duże opady i potoki, które płynąc przez pustynię zbierały po drodze osad, wody miały takie pasy sino-granatowe, na zmianę z zielonymi i rudawymi. Widok był naprawdę niezwykły. Kiedy dojechaliśmy do potoku Qidron, on cały czas płynął przez drogę, ale woda była na tyle płytka, że mogliśmy przejechać. W miejscu, gdzie ten potok płyną woda wyrzeźbiła w ciągu trzech dni kilkumetrowej głębokości kanion – to było niezwykłe.
Kiedy wjeżdżaliśmy z powrotem do Jerozolimy deszcz lał tak obficie, że trudno było jechać samochodem. Wróciliśmy zadowoleni, chociaż ta wyprawa kosztowała nas sporo nerwów i wysiłku.
Co jeszcze zrobiło na mnie wrażenie? Farmy na pustyni. To bardzo niezwykły widok, kiedy na jałowej ziemi wśród skał ukazują się nagle hektary upraw pod „folią” i lasy palmowe. Nie wiem, jak to się udało zrobić, ale tych farm, szczególnie na Negewie jest bardzo dużo. Kiedy jechaliśmy wzdłuż granicy, od Eilatu do Morza Martwego, to na całej długości drogi ciągnie się rozległa dolina, właściwie całkiem płaska i oczywiście sucha. Ale mieliśmy takie wrażenie, że w tych okolicach jest ukryta pod ziemią woda (oprócz innych bogactw) i kiedy zostanie ona uwolniona na powierzchnię, to cała ta dolina zakwitnie bujnym życiem. Niech Pan pobłogosławi tę ziemię, aby wydała obfity owoc.
W poniedziałek byliśmy cały dzień w Tel-Awiwie i spotkaliśmy się z Marią, Ziutą i Haimem oraz Renatą – przewodniczką grup młodzieży izraelskiej, mówiącą po polsku.
Bardzo ucieszyliśmy się widząc Marię i Ziutę w dość dobrej formie fizycznej i duchowej. Trzeba się modlić o nie, bo ciągle trwa jeszcze w nich praca Ducha Świętego prowadząca je do zbawienia.
Wczoraj mogłem wreszcie spędzić więcej czasu pod Ścianą Płaczu na modlitwie. Odpłynąłem całkowicie. Było mi tak dobrze, że nawet nie wiem, kiedy ten czas zleciał.
cdn.
3 komentarze
Leave a reply