Wczoraj mieliśmy wyjątkowe spotkanie małej grupy. Rozmawialiśmy na temat krzyża Jezusa i jego owoców. Niezwykłe objawienia zawsze są bardzo proste, więc nie napiszę o czymś, o czym nikt nie wie; raczej o czymś, o czym wiemy, ale w co nie wierzymy – lub źle wierzymy.
Dzięki krzyżowi Jezusa ofiara przebłagalna za nasze grzechy już została złożona – jedna, wystarczająca i doskonała. Jezus poniósł na krzyż wszystkie nasze słabości, grzechy i choroby, aby je tam uśmiercić w swoim ciele. Co to oznacza dla nas? To, że zbawienie jest dla nas dostępne w każdej chwili, wystarczy tylko uwierzyć sercem i wyznać wiarę ustami. Co jeszcze? Mamy władzę nad demonami i chorobami, a więc możemy wyrzucać demony i uzdrawiać choroby.
Gdzie tu nowość, ano tu, że nasze religijne umysły przyjęły takie nauczanie, że to Bóg ma władzę nad demonami i chorobami i tylko On może je wyrzucać i uzdrawiać. Nie jest to jednak prawda ewangelii. Piotr, kiedy stanął przed chromym, który prosił o pieniądze powiedział: „Nie mam srebra, ani złota, ale CO MAM to ci daję; w imię Jezusa z Nazaretu wstań i chodź!” Czy Piotr modlił się o to, by Jezus uzdrowił tego chromego? Nie. Piotr był świadomy tego, kim jest i co ma, dzięki krzyżowi Jezusa, dlatego powiedział: To, co mam, to ci daję.
My to już mamy! Ta prawda musi wyprzeć nasze złe doktryny, przyzwyczajenia i doświadczenia.
Potem zaczęliśmy się modlić i przyszedł duch wiary. Czułem to bardzo wyraźnie i nie miałem wątpliwości, że to jest DUCH WIARY, o którym mówił Paweł w 2Kor 4:13:
„Cieszę się przeto owym duchem wiary, według którego napisano: Uwierzyłem, dlatego przemówiłem; my także wierzymy i dlatego mówimy.”
To była ekscytująca, chociaż krótka modlitwa. Tego dnia od rana głowa bolała mnie tak, jak już dawno nie bolała. W trakcie modlitwy przyszła mi do głowy myśl: A dlaczego nie miałbym wypróbować tego ducha wiary na mojej głowie?
Nie myślałem o tym długo, tylko wskazałem palcem na moją głowę i powiedziałem: „Ból, wynoś się w imieniu Jezusa Chrystusa!” To się stało w ciągu sekundy, jakby nagle wyparował z mojej głowy. Sam się zdziwiłem, że to tak zadziałało, ale głowa rzeczywiście przestała boleć. Wracając samochodem, czułem, że ból delikatnie próbuje powrócić, ale wiedziałem, że mam nad nim autorytet. Cały czas czułem tego ducha wiary, więc ból wycofał się w jednym momencie.
Bardzo mi się to spodobało… Ból głowy, niby choroba niewielka, ale wielka zachęta do dalszej modlitwy.