Im dłużej jestem w Izraelu tym bardziej wzrasta we mnie jedna myśl: wszyscy potrzebują ewangelii – a w tym Żydzi w sposób szczególny. Już o tym wspominałem, ale ta myśl nurtuje mnie coraz bardziej. Za bardzo przyzwyczailiśmy się do myśli, że ewangelia to jest coś naszego, chrześcijańskiego – tak, jakbyśmy to my ją napisali. Apostołowie wiedzieli, że Dobra Nowina jest przede wszystkim dla Żydów, a potem dla pogan. Chwała Bogu, że i dla pogan.
Dzisiaj Żydzi potrzebują ewangelii wręcz dramatycznie. Ich religia już dawno przekroczyła granice absurdu i chociaż jest niewątpliwie szczera (przynajmniej u części), to jednak jej ciasny gorset prawa sprawia, że stała się religią dla fanatyków, dla ortodoksów, na których reszta patrzy jak na skansen – jedni z politowaniem inni ze złością.
Rozmawiając na temat Boga bardzo szybko dochodzi się do schematów i praw, które z jednej strony dają im pewne poczucie bezpieczeństwa, ale z drugiej niemożliwość wypełniania wszystkich nakazów prawa w dzisiejszym świecie (jeszcze bardziej niż 2000 lat temu) prowadzi wielu na bardzo szeroki margines, na którym są zupełnie pogubieni.
Rozmawiając z nimi chciałbym złapać każdego za głowę i krzyczeć mu prosto w twarz: „To wasz Mesjasz, wasze pisma, wasi apostołowie i wasza ewangelia – weźcie to słowo i zacznijcie je rozumieć!”
Mam już dość tego pytania: „Gdzie był Bóg w czasie holokaustu?”
Modlimy się ogłaszająć nad Izraelem objawienie, przebudzenie, Boże obietnice, zrozumienie słowa, pragnienie szukania Boga itd. Co jeszcze możemy zrobić?
3 komentarze
Leave a reply