Zgorzknienie przypomina picie trucizny z nadzieją, że zachoruje ktoś inny.
– Dudley Hall
Zgorzknienie przypomina picie trucizny z nadzieją, że zachoruje ktoś inny.
– Dudley Hall
Dlaczego mamy się modlić za naród? Czy taka modlitwa ma znaczenie? Tak, ma i to większe niż się spodziewamy. Nie miałem czasu, aby przeprowadzić obszerniejsze studium biblijne na ten temat, ale postaram się przekazać trzy myśli, które powinny choćby w części odpowiedzieć na powyższe pytania.
Przede wszystkim Bóg patrzy na ludzkość najpierw w kategoriach indywidualnego człowieka (Pan patrzy na serce człowieka), a później w kategoriach narodu. Bóg wyznaczył każdemu narodowi miejsce na ziemi, określił jego granice i dał mu ochronę aniołów i patrzy w którą stronę zwraca się jego serce. Wystarczy poszukać w konkordancji, lub w wyszukiwarce słów „narody, narodom, narodów” itd. i już mamy bogaty materiał do studium. Zwróćmy uwagę np. na aspekt czasów ostatecznych i sądów nad narodami. Bóg będzie sądził narody (np. Jl 4:2.12 Ha 3:12 – oczywiście podobnych wersetów jest o wiele więcej). Kryterium błogosławieństwa i przekleństwa w czasach ostatecznych będzie ich stosunek do Izraela, a konkretnie czy wystąpią przeciwko Jerozolimie czy nie (por. Za 14:12). Po przyjściu Pana i ustanowieniu tronu w Jerozolimie, narody będą musiały pielgrzymować do Jerozolimy na święto Sukkot, a jeśli tego nie zrobią, zostaną ukarane m.in. suszą (por. Za 14:18-19).
Wstawiennictwo, nawet pojedynczych ludzi ma znaczenie dla losów narodu. Biblia pokazuje wyraźnie, że modlitwa za narody ma znaczenie strategiczne – może zdecydować nie tylko o błogosławieństwie lub przekleństwie, ale o samej kwestii istnienia narodu. Wstawiennictwo np. Mojżesza, czy Estery zdecydowało o przetrwaniu Izraela. W Księdze Ezechiela Bóg mówi, że szukał choćby jednego człowieka, który stanąłby w wyłomie (modlitwa wstawiennicza) i modlił się o naród (Ez 22:30). Gdyby modlitwa taka nie miała znaczenia, Bóg by się o nią nie upominał.
Biblia wyraźnie wzywa do modlitwy za przywódców narodu (1Tm 2:1-2), abyśmy mogli żyć spokojnie i bezpiecznie. Bóg jest tym, który „strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych” (Łk 1:52). Oznacza to, że jeśli będziemy się modlić o przywódców, o mądrą i poddaną Bogu władzę, On jest w stanie usunąć nieprawych rządzących i zamienić ich na tych, według Jego serca (patrz: Saul i Dawid).
Bóg jest zainteresowany losem narodu. Wierzę, że Polska ma również w Bożych planach ważne powołanie, dlatego modlitwa o wypełnienie Jego woli, dla naszego narodu jest strategicznie ważna.
Po ostatnim wpisie miałem okazję kilka razy rozmawiać z różnymi osobami na wskazany temat i dlatego chciałbym jeszcze raz, może jeszcze bardziej jednoznacznie wyrazić moje stanowisko i obawy.
Toczy się wojna, wojna duchowa, która ma swoje odzwierciedlenie w przemianach cywilizacyjnych, społecznych, narodowych. Europa przechodzi metamorfozę od chrześcijaństwa do oświeconej humanizmem tolerancji – co w praktyce oznacza ateizm lub nową religię, która mógłbym nazwać nowoczesnym synkretyzmem. Synkretyzm to połączenie różnych religii, a nowoczesny, bo wprowadzony drogą pokojową zgodnie z ideą demokracji i tolerancji.
Celem tej wojny jest przygotowanie sceny dla Antychrysta i jego polityczno-ekonomiczno-religijnego imperium. Ta wojna nie skończy się zawieszeniem lub zdjęciem krzyża, w takim czy innym parlamencie, osiągnięciem takiego czy innego wyniku w kwestii aborcji czy in vitro, przegłosowaniem parytetów itd. To wojna, która rozgrywa się nie za pomocą czołgów, samolotów i rakiet, ale za pomocą mediów, kart wyborczych i przycisków do głosowania. I główną siłą w tej wojnie są… media. Ich siła wzrasta coraz bardziej i już dzisiaj jest niebezpiecznie duża.
Nie mam złudzeń, ani zbyt wygórowanych oczekiwań co do polityków i dziennikarzy, ale Kościół, to zupełnie inna sprawa. Kościół nie może płynąć w tej samej rzece. Wierzę, że jest to czas, w którym Kościół musi opowiedzieć się radykalnie po stronie Boga i Jego Słowa. Nie toczymy walki z krwią i ciałem, ale to nie znaczy, że ta walka jest mniej zacięta i niebezpieczna. W naszych czasach potrzeba odważnych świadków, którzy staną z pokora i odwagą i będą mówili: „To i to jest prawdą, bo tak mówi Bóg w Piśmie Świętym.” Jednym z moich marzeń jest oglądanie takich świadków w publicznej telewizji i jest mi przykro, że do tej pory nikt nie zajął tego miejsca, chociaż wielu, występujących w różnych programach publicystycznych nazywa się wierzącymi. To nie jest czas na wygłaszanie swoich opinii i mądrości – taka mądrość nie niesie w sobie Bożego autorytetu.
Nie mam zamiaru wzywać do świętej wojny prowadzonej sposobami naturalnymi, ale jest to święta wojna w najświętszym tego słowa znaczeniu. Toczymy ją w modlitwie, poście wstawiennictwie i uwielbieniu. Dlatego „zbudź się, o śpiący, a zajaśnieje ci Chrystus”.
Minęło już kilka dni od wyborów, więc można na spokojnie zrobić pewne podsumowanie i wyznaczyć pewne kierunki do modlitwy.
Pozornie wygląda na to, że nic, albo niewiele się zmieniło, bo pewnie koalicja będzie utrzymana i będzie rządziła z niewielką, co prawda, ale jednak większością. Wygląda na to, że i opozycja może być mniej agresywna i mniej wojowniczo nastawiona, przez co będzie większa szansa na porozumienie i sensowną pracę parlamentu i rządu.
Jednak daleki jestem od stwierdzenia: „jest dobrze, teraz zajmijmy się czym innym”. Modląc się w ostatnich tygodniach i rozważając te tematy dochodzę do takiego wniosku: dla Boga nie jest problemem powstrzymanie kryzysu ekonomicznego, obcych wojsk i wszystkich innych makro i mikro problemów. Zresztą Bóg nie ma zbyt wielu problemów tak w ogóle – myślę tu o braku możliwości ich rozwiązania. On, niezależnie od zmieniających się okoliczności, konsekwentnie realizuje swój plan, ułożony przed stworzeniem świata! To jest dopiero planowanie i konsekwencja!
Tak naprawdę, to myślę, że Bóg ma jeden problem: serce (wolna wola) człowieka. O to tak naprawdę toczy się walka, a wszystkie okoliczności i kryzysy to jedynie narzędzia w tej walce.
Jak to się ma do obecnej sytuacji? No właśnie w tej dziedzinie pojawił się problem, jakiego do tej pory, w tej skali, nie było. Otóż do parlamentu weszła grupa ludzi, która wyraźnie i jednoznacznie próbuje i będzie nadal próbowała wprowadzić w naszym kraju inną moralność, sprzeczną radykalnie z Bożą wolą, wyrażoną w Jego Słowie. Słuchając wypowiedzi Roberta Leszczyńskiego uświadomiłem sobie, że ci ludzie, chociaż może nie w pełni świadomie, ale postępują według prawdziwych, duchowych zasad. Na pytanie dziennikarza, o to, co może zrobić w parlamencie w sumie tak mała grupa posłów reprezentujących inne orientacje i moralność, ww. pan odpowiedział, że to nie jest ważne, że tych posłów jest tak mało; ważne jest to, że zasiadając w parlamencie sprawiają, że to, co do tej pory było niemoralne i naganne, stanie się normalne i akceptowane. I to właśnie jest bardzo niebezpieczne!
Dla Boga nie jest problemem ochrona naszego kraju przed kryzysem – problemem będzie grupa ludzi, którzy rozpoczną walkę o usunięcie Boga i Jego prawa z życia publicznego, a później z narodu. Usunięcie obecności Boga z życia publicznego spowoduje zaproszenie do niego sił ciemności. Skutki tego mogą być większe niż kryzys i wszystkie inne problemy razem wzięte. Ludzie, którzy mają autorytet posła, mogą w legalny sposób dawać miejsce siłom ciemności w naszym narodzie.
Jest to wyzwanie dla kościoła, w jaki sposób mamy się teraz modlić. Z jednej strony tego rodzaju polaryzacja musi się dokonywać – bo Bóg obnaża to, co jest w sercach indywidualnych ludzi i w sercu narodu – ale z drugiej strony musimy stanąć w modlitwie o zneutralizowanie, zamknięcie czy ograniczenie tych negatywnych wpływów. Szatan nie ma żadnych skrupułów w tej walce – bo to jest walka, a nawet wojna, która będzie się zaostrzała coraz bardziej. Nie potępiając człowieka, kościół musi być w tej wojnie bardzo jednoznacznie określony po stronie Boga. Pole tolerancji kurczy się coraz bardziej i ci, którzy dzisiaj, w imię humanizmu i tolerancji cieszą się z demokratycznie wyrażonej woli narodu, jutro będą musieli się opowiedzieć po jakiejś stronie.
Walka ta toczy się w duchu, ale ma pierwszorzędny wpływ na gospodarkę, edukację, prawodawstwo i wszystkie inne dziedziny życia narodu.
A więc, do pracy, rodacy! Co mamy zrobić? Bóg daje strategię na tego rodzaju problemy w Księdze Joela 1:14:
Zarządźcie święty post, zwołajcie uroczyste zgromadzenie, zbierzcie starców, wszystkich mieszkańców ziemi do domu Pana, Boga waszego, i wołajcie do Pana.
Nie ma innego sposobu danego nam przez Boga. Pytanie tylko, czy kościół okaże posłuszeństwo Bogu i Jego Słowu???
Przeto i teraz jeszcze – wyrocznia Pana: Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem, przez post i płacz, lament. Rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie szaty! Nawróćcie się do Pana Boga waszego! On bowiem jest łaskawy, miłosierny, nieskory do gniewu i wielki w łaskawości, a lituje się na widok niedoli. (Jl 2:12-13)
Cały ten fragment, czyli Jl 2:12-17 jest instrukcją daną przez Boga na czasy kryzysu. Jeszcze nie jesteśmy w okresie kryzysu, ale on z całą pewnością przyjdzie. Już teraz widzimy, że nie ma ani jednej rzeczy na świecie, która nie byłaby potrząsana; gospodarki, giełdy, waluty, rządy, cała przyroda itd. Na razie tylko niebo pozostało „niewzruszone” (mówię o fizycznym/astronomicznym, a nie duchowym wymiarze), ale przyjdzie czas, w którym również i niebo zostanie potrząśnięte – słońce się zaćmi, księżyc i gwiazdy utracą swój blask, a potem gwiazdy zaczną spadać z nieba. Wtedy będziemy wiedzieli, że znajdujemy się w „oku cyklonu”, czyli w samym centrum globalnego kryzysu, zwanego również Wielkim Uciskiem.
Bóg chce doprowadzić nas do zrozumienia tego, że jedyną nieporuszoną rzeczą, na której możemy się oprzeć jest Jego Słowo – cała reszta, a szczególnie to, co w pierwszej kolejności kojarzy nam się w „pewnym gruntem” (np. niebo, ziemia, nauka, Euro, Dolar itd.) zostanie przez Boga potrząśnięte, i to mocno.
Równocześnie Bóg daje nam sposób postępowania w takim czasie. Jest on tak prosty jak prosta była Ewangelia 2000 lat temu – dlatego dla mądrych Greków stała się głupotą, a dla pobożnych Żydów zgorszeniem, dla tych jednak, którzy ja przyjęli (dla pokornych) stała się Bożą mocą i źródłem życia. Podobnie jest z rozwiązaniem podanym przez Joela:
– święte zgromadzenie ludu,
– nawrócenie całym sercem (rozdzieranie serca),
– post,
– proroczo-wstawiennicze uwielbienie.
Ci, którzy to zrobią znajdą się w centrum Bożej ochrony i objawienia; staną w miejscu zarządzania kryzysowego i będą mogli współpracować z Bogiem, mając dostęp do Jego instrukcji, mocy i przede wszystkim serca.
Nie będę tu omawiał wszystkich aspektów, bo chyba nie ma w tym niczego, co byłoby trudne do pojęcia, ale chcę zwrócić uwagę na słowa „rozdzierajcie serca, a nie szaty”.
Co znaczy rozdzieranie serca? Przede wszystkim Bóg, mówiąc to przez Joela, wskazuje na swoje serce. Serce Jezusa jako pierwsze było rozdarte przez pogardę, odrzucenie, a potem śmierć na krzyżu (była to kara przeznaczona dla przestępców i nie było w niej niczego szlachetnego). Serce Jezusa było rozdarte miłością i odrzuceniem.
W języku teologicznym te postawę uniżenia nazywa się kenozą.
Apostoł Paweł pisał o postawie Jezusa w ten sposób:
On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. (Flp 2:6-8)
To „ogołocenie” i „uniżenie” jest waśnie rozdarciem serca.
Podobnie i serce Ojca było rozdarte, kiedy patrzył na cierpienie i śmierć swojego Syna. Bóg nie jest nieczułym sędzią, który z planem historii w ręku beznamiętnie czuwa nad wypełnieniem wszystkich jego punktów.
Aby dotknąć prawdziwego nawrócenia, całym sercem, musimy dotknąć Bożych emocji. Musimy przeżyć to samo rozdarcie serca, jakiego doświadczył Bóg – wtedy będziemy z Nim jedno i pójdziemy tą samą drogą „ogołocenia i uniżenia”.
Rozdarcie serca boli i musi boleć – inaczej nie ma rozdarcia – bo relacja miłości pociąga za sobą wysoka cenę bólu i wyparcia się samego siebie. Rozdzieranie serca to:
– ból ukrzyżowania starego człowieka,
– zabicie przyzwyczajenia do grzechu, starych przekonań i przyzwyczajeń,
– rezygnacja ze swojego zdania i racji,
– rezygnacja ze swoich ambicji i planów.
Dla wielu jest to koszt zbyt wysoki, ale dla tych, którzy przeszli już spory kawałek drogi z Jezusem, to po prostu kolejny krok na drodze „zaufania Bogu całym sercem i nie polegania na własnym rozumie”. Ci, którzy zdecydują się na ten krok, zobaczą jak „Bóg sam będzie działał” w ich życiu i w tych rzeczach, za które będą się modlić.