Przechodząc przez proces odkrycia winy/grzechu, pokuty, przebaczenia, dochodzimy kiedyś do miejsca oczyszczenia/usprawiedliwienia. I tu również czają się niebezpieczeństwa i odzywa się nasza stara natura. Każdy z nas chciałby wyjść z trudnej sytuacji całkowicie czysty, usprawiedliwiony, a nawet obleczony w chwałę bohatera. Ale kiedy przechodzimy przez trudną sytuację, to może się po drodze jakiś brud do nas „przykleić”. I tak jak powiedział Jezus, człowiek może być czysty dzięki Słowu, które przyjął i zastosował w swoim życiu, ale potrzebuje jeszcze umyć nogi (zob. J 15:3; 13:10).
Tymczasem ludzka natura jest taka, że najchętniej widzi własne oczyszczenie w winie kogoś innego. Kiedy patrzymy na ten świat to ta praktyka jest tak powszechna, że trudno jest sobie wyobrazić, że można by postępować inaczej. Walka toczy się właśnie o to, żeby wyolbrzymić winę mojego oponenta/przeciwnika w sporze, a swoją własną wytłumaczyć w sposób przekonujący. Cudza wina jest najlepszym środkiem piorącym własnego sumienia. Świadomość, że ktoś zawinił bardziej niż ja, jest już sama w sobie usprawiedliwieniem. Stąd właśnie biorą się niszczące i zatruwające relacje rozmowy i „wyjaśniania” typu „jak to rzeczywiście było”. No i mamy wielki ogród, a właściwie dżunglę pełną plątaniny różnych wersji, domysłów i hipotez. Oczywiście każdy z nas ma dobrą intencję – żeby poznać prawdę.
A tymczasem prawda jest taka, że Bóg wydobywa pewne rzeczy po to, aby nas przeprowadzić do większej świętości i dojrzałości. On wie, że nie jesteśmy doskonali – nikt z nas nie jest. Dlatego nie chciej być przed nim świętszy niż rzeczywiście jesteś, ponieważ to może okazać się w oczach Pana groteskowe, a może nawet obrzydliwe.
Jedną z rzeczy, których szczerze nienawidzę u dzieci, to usprawiedliwianie się poprzez obwinianie brata lub siostry. Nie mam ochoty słuchać wtedy żadnego z nich. Nie mam ochoty dociekać kto był „bardziej winny”. Natomiast, kiedy dziecko przychodzi i przyznaje się, biorąc winę na siebie i usprawiedliwiając brata lub siostrę, moje serce pragnie wynagrodzić mu stokrotnie jego cierpienie i nie myślę nawet o tym, żeby pastwić się nad nim słowami typu: „Widzisz, to ty jesteś winny całej tej sytuacji.”
Wymaga to wielkiej dojrzałości i miłości, żeby przyjąć na siebie winę i zamknąć usta. W ten sposób w ciszy i uniżeniu umywamy sobie nogi. Jezus umył nogi wszystkim, również tym, którzy się go zaparli lub wydali na śmierć; w milczeniu… I chociaż wszystko może w tobie wołać o sprawiedliwość, to czy naprawdę potrzebujesz sprawiedliwości? A może bardziej miłosierdzia i łaski?
Tak, najchętniej przyjęlibyśmy łaskę i miłosierdzie dla siebie, a sprawiedliwość dla tych, którzy wobec nas zawinili. Ale na szczęście Bóg jest Ojcem, który patrzy na każdego z nas w ten sam sposób. On chce okryć nagość każdego z nas w ten sam sposób i w ten sam sposób każdego z nas wykupić i pobłogosławić.
Uczmy się od Jezusa, w jaki sposób obmywać sobie nogi, zamiast zdzierać z siebie ubranie…