Zacząłem właśnie czytać książkę „Miejsce pod słońcem” o najnowszej historii Izraela (od początku ruchu syjonistycznego – koniec XIX w – do czasów współczesnych. Książka jest gruba i nafaszerowana informacjami, więc pewnie zajmie mi trochę czasu przeczytanie jej, ale już po kilku stronach wiedziałem, że chcę ją całą przeczytać.
Uświadomiłem sobie, że już trochę przyzwyczailiśmy się do myśli, że po 2000 lat powstało ponownie państwo Izrael. Mamy w pamięci II Wojnę Światową i pierwsza nasza myśli idzie w kierunku: Tak, należało im się, narody świata były to winne Izraelowi. Jednak, kiedy po raz pierwszy Teodor Herzl (przywódca ruchu syjonistycznego) wysunął koncepcję odbudowy państwa Izraela, nic nie zapowiadało jeszcze holokaustu; owszem były pogromy i wydarzenia antysemickie, ale to działo się właściwie zawsze. Ta idea była równie prorocza jak i szalona oraz skazana na klęskę nawet przez samych Żydów, którzy w dużej mierze byli przeciwko niej. Idea państwa Izrael burzyła zarówno próby asymilacji Żydów w narodach Europy i świata, jak również nadzieje Żydów ortodoksyjnych, którzy byli przekonani, że to właśnie oczekiwany Mesjasz odbuduje ich państwo. Jednak na Bożym zegarze nadeszła właściwa godzina i coraz większa liczba Żydów zaczęła emigrować do Palestyny, skazując się na życie w niezwykle trudnych warunkach.
Nawiasem mówiąc, uśmiałem się czytając o niektórych pomysłach dotyczących znalezienia ziemi, która mogłaby być przeznaczona dla Żydów, na której mogliby zbudować swoje państwo. Otóż na początku lat trzydziestych XX w. Artur Koestler, jako dziennikarz berlińskiej prasy towarzyszył niemieckiej wyprawie, która na sterowcu „Graf Zeppelin” badała z powietrza sowiecką Daleką Północ. Zaproponował, aby – jeśli znajdą dotychczas nieznaną, a bezludną ziemię – zgłosić do niej roszczenia w imieniu żydowskiego ruchu narodowego. Został wyśmiany, a później zabroniono mu wysuwania takich prowokacyjnych pomysłów. I słusznie, bo jak sobie pomyślę, że zamiast do ciepłego Izraela musielibyśmy dzisiaj jeździć na daleką sowiecką północ, to już mi zimno na samą myśl.
Oczywiście, można powiedzieć, że bez tej strasznej tragedii holokaustu pragnienia Syjonistów pewnie do dzisiaj pozostałyby utopią, ale chcę zwrócić uwagę na to, że to państwo powstało na skutek proroczego działania, a nie przypadku, ślepego losu, czy jedynie łaski narodów powodowanych poczuciem winy.
Po drugie, nie znam osobiście drugiego takiego przypadku, żeby jakiś naród przetrwał bez swojego państwa przez 2000 lat, po czym odrodził się na nowo i przez 60 lat stworzył nowoczesne państwo nie ustępujące wiele tym, które trwały nieprzerwanie przez setki i tysiące lat. Potrafię za to wskazać kilka narodów, które albo całkowicie zniknęły z mapy świata, a nawet z ludzkiej pamięci, albo – jak Romowie – istnieją do dzisiaj, ale nikt nie wyobraża sobie, żeby w którymś momencie chcieli i byli w stanie zbudować własne państwo.
To prawdziwy cud Boga, który dokonał się na naszych oczach. Jest to również jeden z najważniejszych znaków czasu, do którego nie wolno nam się „przyzwyczaić”.