5
lip

Spotkanie szabatowe w synagodze

   Posted by: Jacek Sierka   in Izrael

Na zakończenie szabatu poszliśmy jak prawdziwi goim do synagogi. Nie miałem kipy, więc przy samym wejściu jakiś uprzejmy młody człowiek podarował mi swoją, bo miał jeszcze kapelusz. Chcieliśmy sie wmieszać w tłum, ale okazało się to trudne, bo tylko my byliśmy ubrani w jasne koszulki z krótkim rękawem, no i trochę wyglądem odbiegaliśmy od reszty.

Synagoga nie była duża, a zebrało się ok. 300 mężczyzn i chłopców, więc było trochę ciasnawo. Na szczęście klimatyzacja działała tak, że nawet było nam trochę chłodno.

Gospodarze wieczoru byli dla nas bardzo życzliwi i pomagali nam jak tylko umieli. Mój sąsiad przewracał mi nawet kartki w ichniejszej księżeczce i był bardzo zadowolony, że razem z nimi się modlimy.

Była bardzo sympatyczna atmosfera. Najpierw modliliśmy się pod przewodnictwem kogoś stojącego z przodu. Wszyscy po hebrajsku, a my w językach – brzmiało podobnie. Na słowo „Amen” spotykaliśmy się razem, a potem znowu płynęliśmy każdy w swoim języku. Modlitwa była dość głośna i trochę sprawiała wrażenie chaotycznej, ale to chyba tylko nasze wrażenie, to w pewnych momentach wszyscy zadziwiająco równo coś wykrzykiwali.

Potem była nastepna część spotkania. Zaprosili nas do dużego stołu i jedliśmy razem chałkę, łamiąc ją coś na wzór naszej wieczerzy. Potem była ryba na zimno – każdy brał malutki kawałek. Była bardzo smacznie zrobiona, tak jakby umarynowana z dość wyraźnym smakiem czosnku.

Potem, na zakończenie pierwszej części spotkania wszyscy chwycili się za ręce i idąc tanecznym krokiem (który trochę przypominał salsę) dookoła sali i między stolikami śpiewaliśmy jakąś wesołą pieśń. Te zmiany między poszczególnymi częściami spotkania następowały tak szybko, że byliśmy zdziwieni ich organizacją.

Potem było 15 min przerwy na uporządkowanie sali i spotkaliśmy się na drugą i ostatnią część spotkania, w której śpiewaliśmy pieśni. Wszyscy zebrali się dookoła dużego stołu (ok. 2 na 6 m), u szczytu którego siedział rabin. My siedzieliśmy w I rzędzie przy stole, a za nami dookoła stali w 3 – 4 rzędach na specjalnych ławkach, każdy rząd wyżej, tworząc w ten sposób całkiem spory chór.

To było niezwykłe doświadczenie. Dookoła nas wszyscy śpiewali z taką pasją, że czasami było naprawdę głośno. Nie było żadnego instrumentu, ale gdyby był to z pewnością tylko by przeszkadzał. Śpiewaliśmy razem z nimi, by słowa były raczej proste. Leciało to mniej więcej tak: La la laj, la la laj… Przy czym wszyscy spiewając to sprawiali wrażenie, że czytają te słowa z tych swoich książeczek. Właściwie to nie wiem do czego im one były potrzebne w tym czasie – a może oczami śledzili słowa, a ustami śpiewali tylko samą melodię..? A melodie były piękne.

Wyszliśmy z tego spotkania bardzo rozśpiewani i roztańczeni. Chyba tylko w Izraelu można zobaczyć tylu samych mężczyzn śpiewających z taką pasją dla Boga… Niezwykłe doświadczenie. Pójdę tam w następny szabat…

Tags:

This entry was posted on niedziela, lipiec 5th, 2009 at 20:07 and is filed under Izrael. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. You can skip to the end and leave a response. Pinging is currently not allowed.

3 komentarze

lukasz
 1 

Jacku, jak tak czytam twój „pamiętnik z podróży” aż tęskno mi do tych miejsc, które sam oglądasz.
Cieszę się, że możesz uczesntniczyć w życiu Żydów w tak szerokim aspekcie i że znajdujecie się wsród tak wielu zyczliwych ludzi.

lipiec 7th, 2009 at 11:15
admin
 2 

Może jest czas, żeby pomyśleć o przyjeździe do Izraela? 🙂

lipiec 7th, 2009 at 13:30
lukasz
 3 

o tak, byłoby bardzo miło. Kto wie, może wcześniej niż myślę.

lipiec 18th, 2009 at 23:38

Leave a reply

Name (*)
Mail (will not be published) (*)
URI
Comment

Preview: