28
gru

Rozdział 10. Wyjdź ze swej komory!

   Posted by: Jacek Sierka   in Lepszy sposób modlitwy

Komentarz do książki A. Wommacka „Lepszy sposób modlitwy”

Ten rozdział rozciąga mnie trochę bardziej niż poprzednie. Zastanawiam się skąd ten dyskomfort i dochodzę do wniosku, że autor konfrontuje w nim coś bardzo subtelnego – nasz komfort życia chrześcijańskiego. Większość z nas wie, co to znaczy poranna modlitwa – kawa w moim ulubionym kubku, moja ulubiona Biblia, ulubiony fotel, ulubiony styl modlitwy i to miłe uczucie ciepła w środku, kiedy Duch Święty mówi nam, jak bardzo Bóg nas kocha, jacy jesteśmy wspaniali w Jego oczach…, a za oknem wrogi świat, świat, do którego zostałem posłany, a który nie chce ani mnie, ani mojego posłania. To może zamiast iść do niego, pomodlę się jeszcze trochę, żeby Bóg coś zrobił…
No i właśnie nie wiadomo kiedy jesteśmy już w tym miejscu, które tak mocno i brutalnie obnażył Andrew Wommack. Musimy przyznać szczerze, że o wiele łatwiej jest modlić się nawet o największych wrogów, żeby się nawrócili, niż iść do najbliższych sąsiadów i krewnych i głosić im ewangelię! Przecież głosiliśmy Jezusa wiele razy i co? Przyjmowanie na siebie złośliwych komentarzy, uszczypliwych żartów, pełnych politowania spojrzeń jest bardzo bolesne – o ileż łatwiej i przyjemniej jest spędzić „czas z Panem” i pomodlić się o tych, którzy jeszcze nie znają Chrystusa!
Pisząc to nie mam nikogo konkretnego na myśli – oprócz siebie :-). Szanuję wszystkich, którzy modlą się zgodnie ze swoim przekonaniem – sam szukam takiego sposobu modlitwy, który jest zgodny z wolą Boga i wydaje owoce w moim życiu i w życiu moich bliskich. Ale nie mogę nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że musimy wyjść i głosić Boże Słowo. Wierzę, że Kościół potrzebuje tego dzisiaj bardzo.
Nie uważam się za eksperta w dziedzinie walki duchowej, konfrontowania demonów i mocy demonicznych, ale pamiętam książkę Francisa Frangipane „Trzy pola walki”, zwaną popularnie „trójpolówką” – sam ją zresztą tłumaczyłem. Polecam ją jako uzupełnienie tego rozdziału. Francis Frangipane wyjaśnia w bardzo jasny i przekonujący sposób, jak toczyć walkę duchową na poziomie życia osobistego oraz w jaki sposób sprzeciwiać się mocom i zwierzchnościom nad miastami, regionami i narodami. Poza tym warto przeczytać też „Niepotrzebne ofiary wojny” Johna Paula Jacksona, „Modlitwę wstawienniczą” Dutcha Sheetsa… zresztą w ogóle warto czytać. Kiedy czytasz doświadczenia innych Bożych mężów i kobiet (myślę tu np. o Anie Mendez czy Johnie Mulinde) okazuje się, że rzeczywistość duchowa jest na tyle złożona, że z reguły ludzie ogarniają jedynie niewielki jej wycinek i dlatego nie można na podstawie doświadczenia pojedynczej osoby budować całego wyobrażenia i zrozumienia rzeczy duchowych. Te doświadczenia poszerzają jedynie mój sposób myślenia i patrzenia i dzięki nim zaczynam dostrzegać rzeczy, które do tej pory były poza zasięgiem mojego pojmowania (co wcale nie znaczy, że od razu je rozumiem). Trochę pofilozofowałem, a teraz wracam do treści książki.
Trudno jest mi się zgodzić z twierdzeniem, że na naszych spotkaniach są demony i nic z tym nie możemy zrobić, ponieważ nawet na ostatniej wieczerzy był obecny szatan – tak zrozumiałem argumentację autora. Osobiście uważam, że szatan mógł wejść do serca Judasza akurat w tym momencie z dwóch powodów:
1. Judasz już wcześniej postanowił wydać Jezusa i wziął za to pieniądze,
2. Musiał wypełnić się Boży plan i dlatego Jezus dopuścił go w tym momencie.
Jak już wcześniej pisałem, nie widzę rzeczywistości duchowej jak Pat Holloran, ale wydaje mi się, że na naszych spotkaniach nie muszą być obecne demony – to zależy tylko od nas. One mają legalne prawo uczestniczenia w nich tylko pod warunkiem, że ktoś je ze sobą przyprowadzi i pozwoli im zostać. Wierzę, że Bóg posyła swoich aniołów, aby chronili miejsca naszych spotkań, a oni tylko czekają na naszą decyzję, żeby przepędzić demony. O wiele więcej fragmentów Pisma potwierdza wg mnie tę prawdę, że demony nie muszą uczestniczyć w naszych spotkaniach.
Kwestia Diany, Królowej Niebios i innych zwierzchności, to nie jest sprawa tego czy one dzisiaj istnieją, ale w jaki sposób mają wpływ na nasze życie i co powinniśmy z tym zrobić. F. Frangipane twierdzi, że nie mamy władzy nad zwierzchnościami i mocami (podobnie sprawę przedstawia J. P. Jackson), ale możemy je usunąć z naszego miasta, regionu, czy kraju przez „wypieranie”, a nie przez zrzucanie, czy gromienie. Wypieranie dokonuje się przez uwielbienie i życie w poddaniu Bogu (świętość). I tu zgadzam się całkowicie z A. Wommackiem – to nie demony sprowadziły homoseksualistów do San Francisco, ale homoseksualiści sprowadzili ze sobą demony.
Jestem przekonany, że to człowiek zaprasza i umacnia demony w danym miejscu i człowiek może je z tego miejsca usunąć.
1 Piotra 5:8-9 Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu!
Jakuba 4:7  Bądźcie więc poddani Bogu, przeciwstawiajcie się natomiast diabłu, a ucieknie od was.
Czuwanie, poddanie Bogu, trwanie w wierze i przeciwstawianie się diabłu sprawia, że on musi od nas uciec. Pytanie, co to znaczy „przeciwstawiać się diabłu”? Ciekawe byłoby sprawdzić w oryginale – może ktoś chciałby nad tym popracować?

27
gru

Kazanie niedzielne

   Posted by: Jacek Sierka   in Bieżące, Duchowe refleksje

Już chyba jest źle ze mną, bo jak zbliża się niedziela, to niezależnie od tego gdzie jestem, gromadzą mi się w głowie myśli do kazania. I zamiast sobie odpocząć, wejść do swojego „pudełka nicości” to nie, muszę coś z siebie wydusić…
I tak się właśnie zastanawiam dlaczego wierzący ludzie zmagają się w dziedzinie: Boże dlaczego mnie jest tak ciężko, a ty nie odpowiadasz i nie biegniesz do mnie z błogosławieństwem, kiedy cię o to poproszę?
Głównym pytaniem jest: O co tak naprawdę się modlisz? Jeśli modlisz się wyłącznie, lub prawie wyłącznie o swoje sprawy i swoje błogosławieństwo, to według Biblii źle się modlisz:
Jakuba 4:1-3 Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych. Pożądacie, a nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz.
Nie chcę tu pisać całego wykładu na temat żądz i innych takich, ale zastanów się, kiedy przystępujesz do modlitwy, o co chcesz się modlić i jak będziesz się modlić. Kiedy rozmawiam z ludźmi wierzącymi (o niewierzących tu nie wspomnę) jestem często zaskoczony tym, jak bardzo są skoncentrowani na sobie i własnych potrzebach i jak wiele mają pytań i ukrytych pretensji do Boga, z powodu nieodpowiedzianych modlitw. Niestety z przykrością stwierdzam, że większość tych modlitw nie dotyczy Królestwa Bożego, narodu, innych ludzi itd, ale własnych pragnień, wyobrażeń, oczekiwań itd. – tego wszystkiego, co Jakub nazywa żądzami. Kiedy słyszę zdania: Dlaczego jest tak ciężko? Dlaczego Bóg nie odpowiada na moje modlitwy? To otwieram oczy ze zdziwienia i zawsze powstrzymuję się od odpowiedzi: A kto ci obiecywał, że będzie lekko i że Bóg odpowie na każdą twoją prośbę? Jeśli ktoś ci to obiecał, to cię okłamał!!!
Myślę, że mamy za dużo pretensji do Boga, a za mało zaufania. Nie lubię pytań: Dlaczego zginął w wypadku młody człowiek, który miał dzieci i służył Bogu całym sercem? Dlaczego chorują dzieci? Dlaczego cierpią zwierzęta? itd.
Myślę, że na wiele z tych pytań Bóg odpowiada: To nie twoja sprawa; ty zajmij się moim Królestwem, „a wszystko inne będzie ci dodane”! Ale my kochamy zajmować się nie swoimi sprawami. To takie nudne i mało ekscytujące wypełniać swoje zadanie i powołanie dzień po dniu – a dlaczego tak by się nie zastanowić dlaczego cierpią niewinne dzieci?
Jezus powiedział: „Zajmij się moim królestwem, a ja dam ci to wszystko, czego potrzebujesz, żeby się nim zająć!” Jezus nie obiecywał spełnić każdą twoją zachciankę, pobłogosławić każdy twój pomysł i w ogóle nic nie mówić, tylko dawać i dawać i dawać… On pragnie nas przygotować do zarządzania całym królestwem Boga, wraz z Nim, a to znacznie więcej niż tylko: daj, daj, daj…
Proszę cię, nie przekręcaj Bożego Słowa i nie interpretuj go do własnych potrzeb. Nie postępuj tak, jakby Jezus powiedział: spełnię wszystkie twoje życzenia i odpowiem na wszystkie twoje pytania, a potem poproszę cię, żebyś ewentualnie w wolnym czasie wyświadczył mi taką jedną malutką przysługę w budowaniu mojego Królestwa, ale w żadnym wypadku nie czuj się zniewolony…
NIE, NIE, NIE. Jezus chce najpierw wszystkiego od ciebie, aż do śmierci włącznie, a jeśli On uzna za potrzebne to ewentualnie da ci odpowiedź na twoje pytanie. Otrzymanie odpowiedzi na wszystkie pytania, modlitwy i potrzeby nie jest warunkiem twojego chodzenia drogami Pana i wzrastania w wierze.
Wiara postępuje w miejscu, w którym nie widzi. Wiara jest pewnością tego, czego się spodziewamy. Dzięki wierze, a nie dzięki widzeniu postępujemy. Uwierzyłem dlatego zobaczyłem. Bez wiary nie można podobać się Bogu.
Potrzebujemy WIARY a nie WIEDZY.
Panie, daj nam tego ducha wiary, dzięki któremu uwierzyłem, dlatego przemówiłem… (por. 2Kor 4:13)

27
gru

Rozdział 9. Diabelska sztuczka

   Posted by: Jacek Sierka   in Lepszy sposób modlitwy

Komentarz do książki A. Wommacka „Lepszy sposób modlitwy”

Znowu wracamy do tematu: Kim dla mnie jest Bóg i kim ja jestem dla Boga w kontekście modlitwy? To, co opisuje Andrew Wommack jako wstawiennictwo jest tylko jego ekstremalną częścią. Oczywiście pokazując to ekstremum robi to po to, aby obnażyć niewłaściwe formy tzw. wstawiennictwa. Czytając te fragmenty można odnieść wrażenie, że autor występuje przeciwko modlitwie wstawienniczej w ogóle – nic bardziej mylnego; cała książka właśnie zachęca do modlitwy, ale takiej, która nie stawia nas w miejscu przeciwnika Boga, lub nie traktuje Boga, jako naszego przeciwnika, czy przeciwnika ludzi, narodów – kogokolwiek z wyjątkiem diabła i jego sił ciemności.
Kiedy modlimy się o naszych bliskich, o nasz naród i nie widzimy natychmiastowej zmiany, bardzo łatwo można ulec takim myślom, że Bogu nie zależy na nich i że muszę przekonać Boga do tego, by ich pokochał przynajmniej tak, jak ja ich kocham – i wtedy może Bóg coś zrobi. Kiedy w ten sposób formujemy nasze myśli, widzimy ich oczywisty absurd, mimo to czasem w ten sposób działamy i modlimy się.
Kiedy czytam kolejne rozdziały książki, cały czas we mnie brzmi jedno zdanie: Naucz się traktować Boga w modlitwie jako twojego sprzymierzeńca, przyjaciela – nawet jeśli nie widzisz natychmiastowej odpowiedzi na swoje modlitwy. Inaczej to wszystko nie ma sensu, ponieważ walka z Bogiem na modlitwie i przekonywanie Go, kiedy On nie jest przekonany to „misja niemożliwa”.
Cały czas nie mamy jeszcze odpowiedzi na pytanie: Jaka wobec tego powinna być prawidłowa modlitwa wstawiennicza? Mam nadzieję, że wkrótce ją poznamy.

24
gru

Derek Loux odszedł do Pana

   Posted by: Jacek Sierka   in Bieżące

Wiadomość ta była chyba dla wszystkich szokiem. Co można powiedzieć w takiej chwili…?
Panie, kocham Cię i ufam do końca.

Wierzę, że sposób, w jaki Bóg zatroszczy się o sieroty i wdowę będzie wielkim świadectwem i Jego chwała zabłyśnie jeszcze bardziej.

23
gru

Rozdział 8. Jezus: Jedyny pośrednik

   Posted by: Jacek Sierka   in Lepszy sposób modlitwy, Znaki czasów

Komentarz do książki A. Wommacka „Lepszy sposób modlitwy”

W tym rozdziale jest sporo twardej teologii i myślę, że w związku z tym może też być trochę dyskusji, ponieważ, jak wiadomo, nic tak nie poróżniło kościoła, jak teologia właśnie.

Oczywistą dla mnie prawdą jest to, że Jezus jest jedynym pośrednikiem (arcykapłanem) pomiędzy Bogiem, a ludźmi; że złożył jedyną i wystarczającą ofiarę i że nic w tej dziedzinie nie możemy dodać. Z chwilą śmierci Jezusa zakończył się okres składania ofiar ST, które miały zapowiadać i wskazywać na Jezusa. Od tego momentu Bóg oczekuje od nas tylko jednej ofiary:

Rzymian 12:1  A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej.

Tak więc nie zgadzam się na pośrednictwo Maryi, świętych, a nawet nie zgadzam się na taką modlitwę w kościele, która zdejmuje ciężar odpowiedzialności osobistej za swoje życie i składa go na kogoś innego (bardziej „duchowego”, lub mającego „większy” autorytet). Szukanie innych pośredników obraża Jezusa i wypacza naukę NT. Osobiście uważam, że motywem tego rodzaju „pośrednictwa” jest brak osobistego poznania Jezusa Chrystusa. Ci, którzy szukają bardziej „współczującego” wstawiennictwa nie rozumieją tego, że Jezus został człowiekiem i cierpiał, właśnie po to, aby we wszystkim stać się doskonałym wstawiennikiem, które rozumie słabość naszej natury i ma w związku z tym pełnię miłosierdzia. Stawianie miłosierdzia matki, czy innych świętych ponad miłosierdzie Boga wyrażone w Jezusie jest herezją i obrazą dla Boga – jest to poważna sprawa.

Nie użyłbym tu jednak tak surowego stwierdzenia, że każdy, kto staje na modlitwie jak Mojżesz czy Abraham jest antychrystem – to dla mnie duży skrót myślowy, ponieważ wierzę, że każdy, kto w ogóle staje na modlitwie ma czyste intencje, choć sama forma modlitwy może być niedoskonała. Każdy, kto kiedykolwiek modlił się osobiście, czy w grupie przekroczył z całą pewnością w „ogniu modlitwy” granice zdrowego wstawiennictwa i „popłynął” troszkę, a to mówiąc Bogu, co powinien zrobić, a to stając w miejscu pośrednictwa Jezusa, itd, ale nie wierzę, żeby ktoś taki stał się od razu antychrystem (żeby można go było nazwać w ten sposób) – do tego trzeba świadomego i perfidnego wypaczania biblijnej nauki i złej woli.

Drugi ważny temat teologiczny to pytanie: Kto będzie zbawiony? Od razu mówię, że nie lubię tego pytania i nie lubię na nie odpowiadać. Tylko Bóg wie, kto będzie zbawiony. Oczywiste jest to, że otrzymaliśmy jasne instrukcje, co powinniśmy zrobić, aby zostać zbawieni: wiara w Jezusa, wyznawanie ustami, chrzest, wytrwanie do końca (w największym skrócie). Ale póki co nie miałbym odwagi powiedzieć, że każdy, kto nie „poznał osobiście Jezusa” będzie potępiony i skazany na piekło. Księga Objawienia mówi, że po Milenium nastąpi „powszechne” ożywienie tych wszystkich, którzy nie zostali zaliczeni do grona świętych Jezusa i nie zmartwychwstali w czasie I i II przyjścia Pana oraz tzw. sąd ostateczny na podstawie ich czynów. Pozostaje więc pytania: Kim są ci ludzie? Czy wszyscy będą potępieni? A jeśli nie, to czy, którzy zostaną zbawieni poznali osobiście Jezusa?
Nie chcę w żaden sposób rozmywać tej oczywistej prawdy, że głoszenie ewangelii i przyjęcie Jezusa jest kryterium absolutnym i dla nas obowiązującym, ale kwestia zbawienia wydaje mi się sprawą nieco szerszą i bardziej zarezerwowaną dla Boga.

Nieuchronnie zbliżamy się do rozstrzygnięcia kwestii prawidłowego i nieprawidłowego wstawiennictwa, ale to może następnym razem :-).