Odwiedziliśmy dzisiaj dwie rodziny z Sandomierza, które ucierpiały na skutek powodzi. Rzeczywiście widok był przygnębiający. Nie widziałem nigdy czegoś takiego. Kiedy stanęliśmy na wzgórzach pieprzowych (to takie wysokie skarpy na zachodnim brzegu Wisły, przed nami wszystko po horyzont było zalane wodą. Właściwie trudno było zobaczyć gdzie jest koryto Wisły. Wschodni brzeg Wisły został zalany całkowicie. Woda sięgała do 4 m wysokości domów. Po pierwszej fali powodzi, w maju, woda opadła na zalanych terenach do wysokości kolan, po czym przyszła druga fala, prawie taka sama wysoka jak pierwsza. W tej chwili woda powoli opada, ale ludzi już obawiają się trzeciej fali.
Ludzie z zalanych domów mieszkają u rodzin, znajomych, w internatach, szkołach i w innych miejscach. Spotkaliśmy się z dwiema rodzinami, którym chcemy pomóc. Duże wrażenie zrobiła na nas jedna z tych rodzin, mająca 5 własnych dzieci i 8 w ramach rodziny opiekuńczej. Ich dom został zalany właśnie do takiej wysokości – ok. 4 m. Teraz mieszkają w udostępnionym przez znajomych domu, ale ich myśli nieustannie krążą wokół tego, co zastaną w miejscu swojego domu, kiedy woda opadnie. Na razie nie mają potrzeb, które należałoby natychmiast zaspokoić, ale kiedy będą mogli już wrócić do domu, wtedy będą potrzebowali wszelkiego rodzaju pomocy, w tym fizycznej pomocy przy sprzątaniu i remontowaniu domu.
Mam nadzieję, że podobnie jak w przypadku dzielenia się naszymi pieniędzmi, równie chętnie podzielimy się naszym czasem i siłą rąk.
Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu będziemy wiedzieli już więcej na temat terminów i konkretów.
Po tej wizycie miałem takie jedno ogólne wrażenie, że jednak największa potrzeba tych ludzi, to potrzeba nadziei…
Leave a reply