Komentarz do książki A. Wommacka „Lepszy sposób modlitwy”
W tym rozdziale jest sporo twardej teologii i myślę, że w związku z tym może też być trochę dyskusji, ponieważ, jak wiadomo, nic tak nie poróżniło kościoła, jak teologia właśnie.
Oczywistą dla mnie prawdą jest to, że Jezus jest jedynym pośrednikiem (arcykapłanem) pomiędzy Bogiem, a ludźmi; że złożył jedyną i wystarczającą ofiarę i że nic w tej dziedzinie nie możemy dodać. Z chwilą śmierci Jezusa zakończył się okres składania ofiar ST, które miały zapowiadać i wskazywać na Jezusa. Od tego momentu Bóg oczekuje od nas tylko jednej ofiary:
Rzymian 12:1 A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej.
Tak więc nie zgadzam się na pośrednictwo Maryi, świętych, a nawet nie zgadzam się na taką modlitwę w kościele, która zdejmuje ciężar odpowiedzialności osobistej za swoje życie i składa go na kogoś innego (bardziej „duchowego”, lub mającego „większy” autorytet). Szukanie innych pośredników obraża Jezusa i wypacza naukę NT. Osobiście uważam, że motywem tego rodzaju „pośrednictwa” jest brak osobistego poznania Jezusa Chrystusa. Ci, którzy szukają bardziej „współczującego” wstawiennictwa nie rozumieją tego, że Jezus został człowiekiem i cierpiał, właśnie po to, aby we wszystkim stać się doskonałym wstawiennikiem, które rozumie słabość naszej natury i ma w związku z tym pełnię miłosierdzia. Stawianie miłosierdzia matki, czy innych świętych ponad miłosierdzie Boga wyrażone w Jezusie jest herezją i obrazą dla Boga – jest to poważna sprawa.
Nie użyłbym tu jednak tak surowego stwierdzenia, że każdy, kto staje na modlitwie jak Mojżesz czy Abraham jest antychrystem – to dla mnie duży skrót myślowy, ponieważ wierzę, że każdy, kto w ogóle staje na modlitwie ma czyste intencje, choć sama forma modlitwy może być niedoskonała. Każdy, kto kiedykolwiek modlił się osobiście, czy w grupie przekroczył z całą pewnością w „ogniu modlitwy” granice zdrowego wstawiennictwa i „popłynął” troszkę, a to mówiąc Bogu, co powinien zrobić, a to stając w miejscu pośrednictwa Jezusa, itd, ale nie wierzę, żeby ktoś taki stał się od razu antychrystem (żeby można go było nazwać w ten sposób) – do tego trzeba świadomego i perfidnego wypaczania biblijnej nauki i złej woli.
Drugi ważny temat teologiczny to pytanie: Kto będzie zbawiony? Od razu mówię, że nie lubię tego pytania i nie lubię na nie odpowiadać. Tylko Bóg wie, kto będzie zbawiony. Oczywiste jest to, że otrzymaliśmy jasne instrukcje, co powinniśmy zrobić, aby zostać zbawieni: wiara w Jezusa, wyznawanie ustami, chrzest, wytrwanie do końca (w największym skrócie). Ale póki co nie miałbym odwagi powiedzieć, że każdy, kto nie „poznał osobiście Jezusa” będzie potępiony i skazany na piekło. Księga Objawienia mówi, że po Milenium nastąpi „powszechne” ożywienie tych wszystkich, którzy nie zostali zaliczeni do grona świętych Jezusa i nie zmartwychwstali w czasie I i II przyjścia Pana oraz tzw. sąd ostateczny na podstawie ich czynów. Pozostaje więc pytania: Kim są ci ludzie? Czy wszyscy będą potępieni? A jeśli nie, to czy, którzy zostaną zbawieni poznali osobiście Jezusa?
Nie chcę w żaden sposób rozmywać tej oczywistej prawdy, że głoszenie ewangelii i przyjęcie Jezusa jest kryterium absolutnym i dla nas obowiązującym, ale kwestia zbawienia wydaje mi się sprawą nieco szerszą i bardziej zarezerwowaną dla Boga.
Nieuchronnie zbliżamy się do rozstrzygnięcia kwestii prawidłowego i nieprawidłowego wstawiennictwa, ale to może następnym razem :-).
Leave a reply