Ostatnio o tej sprawie sporo słychać w mediach ze względu na przygotowywaną ustawę. Nie będę pisał na czym polega zapłodnienie in vitro, ponieważ można sobie na ten temat poczytać w internecie. Mnie chodzi bardziej o stanowisko chrześcijańskie w tej sprawie.
Niestety w Biblii nie ma wersetu, który wyraźnie mówiłby o zapłodnieniu in vitro, dlatego musimy zastanowić się na czym ono w istocie polega i na czym polega dylemat moralny związany z tą metodą.
Wielu zwolenników metody próbuje przedstawić ją jako metodę „leczenia bezpłodności”. Nie jest to jednak leczenie, ale laboratoryjne łączenie ze sobą komórki męskiej i żeńskiej w celu otrzymania zarodka, który następnie próbuje się umieścić w organizmie matki. Nie chcę się wymądrzać na temat statystyk, tzn. ile z wyprodukowanych embrionów jest w stanie przetrwać cały ten proces, ponieważ nie jestem w tej dziedzinie fachowcem. Poza tym statystyka w moralności nie stanowi żadnego kryterium; w ocenie moralnej nigdy nie chodzi o procenty, ale o fakt, czy coś jest dobre (moralne) czy złe (niemoralne). I nawet gdyby demokratyczną większością przegłosowano jakieś prawo, to i tak może ono pozostać niemoralne.
Głównym problemem, nad którym dyskutują uczeni, etycy, politycy i dziennikarze jest to, czy zabijając embrion, zabijamy człowieka, czy coś, co nim jeszcze nie jest. A więc jest to dylemat identyczny z tym, jaki widzimy w kwestii aborcji.
W moim najgłębszym przekonaniu człowiek jest istotą ludzką, czy jak ktoś woli osobą, od momentu POCZĘCIA. Nie mówię do momentu jego naturalnej śmierci, bo wierzę, że człowiek żyje nadal po śmierci ciała, czekając na zmartwychwstanie lub na śmierć „drugą” w ognistym jeziorze (Obj 20:14-15). Dlatego pod żadnym pozorem nie mogę się zgodzić na dobrowolne i świadome zabijanie ludzkich embrionów. Nie godzę się nawet na narażanie ich na niebezpieczeństwo jeśli to nie jest konieczne ze względów np. na zdrowie matki. Życie ludzkie, nie ważne na jakim etapie rozwoju ma taką samą wartość, w przeciwnym przypadku dochodzimy do różnego rodzaju segregacji ze względu na płeć, wiek, rasę, zdolności, upośledzenie itd. Dlatego też dla mnie zabijanie zarodków jest formą laboratoryjnej aborcji. (Mam nadzieję, że nie muszę przedstawiać swojego zdania na temat aborcji – ale dla niewtajemniczonych powiem krótko, jest to zdanie na NIE.)
Nikt nie może ustalić granicy, po przekroczeniu której embrion („bezosobowy”) staje się człowiekiem (osobą). Takiej granicy po prostu nie ma, a nawet jeśli zostanie ustanowiona w sposób „naukowy” lub „demokratyczny”, to i tak pod względem moralnym będzie nie do przyjęcia.
Drugą sprawą jest potężne pragnienie bezdzietnych rodziców, aby mieć swoje własne dziecko. Bardzo szanuję to pragnienie i wierzę, że jest ono wyrazem Bożego ojcostwa, które w ten sposób wyraża się w człowieku. Jednak zasadniczą sprawą jest podejście do tak zwanego „prawa do posiadania dziecka”. Dzieci w zrozumieniu biblijnym są błogosławieństwem od Boga. Ps 127:3: „Oto synowie są darem Pana, a owoc łona nagrodą.”
Nie ma czegoś takiego, jak prawo do posiadania dziecka. Jest za to łaska posiadania dzieci, której udziela Bóg. Dlatego zamiast domagania się „prawa do dziecka” o wiele skuteczniejsza może się okazać pokuta i modlitwa o dzieci. Wierzę też głęboko, że adopcja dziecka porusza głęboko Boże serce i uwalnia Bożą łaskę w dziedzinie rodzicielstwa.
Oczywiście wszystko to, co napisałem, pisałem do wierzących. Niewierzący i tak zrobią to, co im się podoba. My musimy szukać Bożych dróg i to, co się podoba naszemu Panu.
PS. Kiedy tak na to patrzę, co napisałem, to myślę, że każdy porządny katolik mógłby się pod tym podpisać. A może to ja jestem porządnym katolikiem :-)?
3 komentarze
Leave a reply